Gliniany kolos. Korpusy zmechanizowane RKKA w czerwcu 1941 roku
Norbert Bączyk
22 czerwca 1941 roku dla Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej (Roboczie-Kriestianskaja Krasnaja Armia – RKKA) rozpoczął się najtrudniejszy egzamin – wojna z niemieckim Wehrmachtem. Kierownictwo RKKA spodziewało się tej wojny, ale błędnie uważało, że jest do niej przygotowane. Tymczasem zawiodło przede wszystkim to, co miało być elementem najpotężniejszym – wielkie korpusy zmechanizowane.
22 czerwca 1941 roku Armia Czerwona wydawała się potęgą, z którą na lądzie nikt nie mógł się mierzyć. Zwłaszcza wojska pancerne RKKA, wyposażone w 25 932 pojazdy pancerne (samochodów w całej armii było z kolei 272 600), były formalnie najpotężniejszymi siłami tego rodzaju na świecie. Armia Kraju Rad posiadała 29 korpusów zmechanizowanych, 61 dywizji pancernych, 35 dywizji zmotoryzowanych, a nawet jedną brygadę samochodów pancernych. Jednak to była tylko teoria. W praktyce wojska pancerne Armii Czerwonej znajdowały się w głębokim kryzysie. Gdy bowiem w czerwcu 1940 roku wojska niemieckie wkroczyły do Paryża, uprzednio rozbijając armię holenderską, belgijską, francuską i zmuszając do ucieczki brytyjskie siły ekspedycyjne, w Moskwie przeżyto prawdziwy szok. Okazało się, że Wehrmacht prowadził z sukcesem wielkie operacje zaczepne wedle prawideł, które uznawane były aktualnie za „nieprawilne”. Dywizje pancerne i piechoty zmotoryzowanej, w ścisłej współpracy z lotnictwem bezpośredniego wsparcia pola walki, po koncentracji na wybranych kierunkach, wykonywały z rozmachem głębokie operacje ofensywne, kończące się rozbiciem – tak w boju spotkaniowym, jak i w czasie przełamywania doraźnie zorganizowanych polowych pozycji umocnionych – zasadniczych wojsk przeciwnika. Sukces operacyjny Niemcy przekuwali natychmiast w strategiczny – Francja, wielka militarna potęga, została rozbita w kilka tygodni. Holandię, wydawać się mogło idealną do obrony, pomogli z kolei w kilka dni zdobyć spadochroniarze. Tymczasem w Moskwie zasady sztuki wojennej, wedle których przeprowadzono owe działania, uznawano za „nieprawilne”, łącząc z poglądami „zdrajców ojczyzny” i „szkodników”, takich jak marszałek Michaił Tuchaczewski czy komkor Borys Feldman. To oni, opierając się na teorii „głębokiej operacji” autorstwa Władimira Triandafiłłowa, opowiadali się za rozwojem samodzielnych wojsk zmechanizowanych, organizowanych w korpusy i armie, które ściśle współdziałając z własnym lotnictwem, a nawet z desantami spadochronowymi, miały być zasadniczym ostrzem wielkich operacji zaczepnych. Tyle, że czujna władza Kraju Rad w latach 1937–1939 usunęła „szkodników” i „zdrajców” z szeregów Armii Czerwonej, a wraz z nimi ich szkodliwe wynurzenia. W listopadzie 1939 roku, za radą komkora Dmitrija Pawłowa (dowodził m.in. czołgami republikanów w Hiszpanii), rozwiązano w RKKA jeden z przejawów owego „szkodnictwa” – korpusy zmechanizowane (czołgowe). Uznano, że nie da się operować skutecznie takimi masami czołgów i formowanie tak wielkich związków taktycznych, a wręcz operacyjnych, opartych głównie na samych czołgach, było błędem. Gdy 14 czerwca 1940 roku Paryż padł, okazało się, że jednak to „zdrajcy ojczyzny” mieli rację.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia numer specjalny 3/2021