Fregata Belle Poule. Przykład nowych trendów w budownictwie okrętowym epoki postnapoleońskiej
Krzysztof Gerlach
Dla fanatycznych wielbicieli Napoleona I, których w Polsce wydaje się być więcej niż we Francji, fregata Belle Poule z 1834 roku to przede wszystkim jednostka, która przewiozła do Europy zwłoki eks-cesarza z Wyspy Św. Heleny.
Jednak na jej przykładzie można prześledzić rzeczy znacznie ciekawsze i ważniejsze, ponieważ w tym czasie francuska marynarka wojenna odradzała się zarówno pod względem materiałowym, jak kadrowym. Oznaczało to nowe metody konstrukcyjne, odmienne zasady szkolenia oficerów wyróżniających się duchem bojowym, udoskonaloną artylerię, lepsze wyposażenie prawie w każdym aspekcie istotnym dla żeglugi.
Przesłanki rozwoju
W latach 1814 i 1815 Francuzi ponieśli – rozłożoną na dwa etapy – gruntowną klęskę, chociaż dla ich floty nie była ona tak druzgocąca, jak mogłaby być, gdyby zwycięzcy zdecydowali się na rozdzielenie między siebie wszystkich zwodowanych okrętów i zniszczenie tych, które stały na pochylniach. Tymczasem bardzo duża liczba jednostek, znajdujących się na różnych etapach budowy, pozwalała na dość elastyczne planowanie siły marynarki wojennej, zastępowanie zużytych żaglowców nowymi oraz wprowadzanie zmian i ważnych udoskonaleń na tych, które dalekie były od ukończenia. Poza tym, otwarcie granic po bez mała dwudziestu latach wojen i kilkunastu latach blokady spowodowało napływ nowych idei. Francuzi mogli teraz skorzystać z doświadczeń i najnowszych osiągnięć Brytyjczyków oraz Amerykanów. Joseph-Antoine-César Mazaudier (1790-1850), inżynier budowy okrętów z Tulonu, pisał w pracy wydanej tam w 1835 roku: Jak tylko pokój pozwolił nam na ustalenie ciągłych kontaktów z narodami morskimi naszych rywali, to raporty oficerów marynarki i inżynierów, którzy mogli zauważyć wprowadzone tam ważne zmiany, zarówno odnośnie konstrukcji, jak i wszystkich elementów wyposażenia ich okrętów, przekonały wkrótce [nasze] ministerstwo o konieczności ważnych i licznych modyfikacji. Memoriały opublikowane przez pana Charlesa Dupina w następstwie jego podróży do Wielkiej Brytanii, przyczyniły się wielce do rozpowszechnienia tych nowych idei w naszych portach. Od 1817 roku, pan Rolland, aktualnie inspektor generalny inżynierii okrętowej, akceptując uwagi zaprezentowane przez tego inżyniera, zredagował program konkursu, w wyniku którego skonstruowano pierwsze fregaty niosące 24-funtówki w głównej baterii – wzorami posłużyli nam tu Amerykanie i Anglicy. W końcu, w 1822 roku, memoriał opublikowany przez pana Tupiniera, dyrektora portów w ministerstwie marynarki, przyczynił się do kompletnej reformy odnośnie ustalania rang i artylerii na jednostkach naszej floty.
Wymienieni konstruktorzy szczególnie wysoko oceniali, wprowadzone w Wielkiej Brytanii przez Roberta Seppingsa, „okrągłe” rufy oraz system wewnętrznych kratownic skośnych połączony ze zmienionym systemem poszywania oraz wypełniania odstępów między dennikami cementem. W 1835 roku prace nad zaadoptowaniem tych metod we Francji były już wysoce zaawansowane, chociaż w ojczyźnie Seppingsa wycofano się po pewnym czasie ze stosowania „okrągłych” ruf, źle widzianych przez większość oficerów i okrzyczanych wyjątkowo szpetnymi. Właśnie Francuzi rozwinęli w końcu bardzo estetyczną ich odmianę, szeroko zaakceptowaną.
Reforma artyleryjska z 1827 roku, zainspirowana argumentami Jeana Tupiniera, opierała się przede wszystkim na możliwie maksymalnym ujednoliceniu kalibrów dział okrętowych. Wybrano wagomiar 30 funtów, sporo mniejszy od dotychczas przyjmowanego na dolnych pokładach liniowców francuskich standardu 36 funtów, ale za to umożliwiający obsadzanie (w odmianach o różnej długości lufy, więc i masy) wszystkich pokładów każdego nowego okrętu liniowego, fregaty pierwszej rangi i korwety! Uznano zresztą, że doświadczenia wojen napoleońskich wskazywały na „z reguły zbytnie przeciążenie jednostek francuskich artylerią, załogami i żywnością w stosunku do pojemności kadłubów, co często powodowało utratę niektórych ich zalet żeglarskich”.
Nie mniej ważne były reformy w szkoleniu załóg, a przede wszystkim zmiany w mentalności kadry dowódczej. Już u schyłku pierwszego cesarstwa pojawiło się nowe pokolenie oficerów, łączących w sobie najlepsze cechy bojowe dawnego korpusu królewskiego (ale bez szlacheckiego warcholstwa i pogardy dla innych stanów) z profesjonalizmem marynarzy z floty handlowej, którym dopiero rewolucja otworzyła drogi awansu (lecz z odrzuceniem kojarzonej wcześniej z nimi rewolucyjnej anarchii i kupieckiej ostrożności). Jednak Napoleon nie potrafił tego potencjału wykorzystać. Zbyt często stawiał na doświadczone osoby z pośpiesznego awansu społecznego (mierne, ale wierne) oraz tłumił inicjatywę młodszych lub bardziej energicznych jednostek. Trudno zresztą powiedzieć czy jego nakaz wielkiej rozbudowy floty miał mieć jakiekolwiek inne przeznaczenie, niż drenaż brytyjskiej gospodarki i załamanie systemu finansowego Brytyjczyków przez wymuszone równoległe przeciwdziałanie, a jeśli nie – to ta polityka personalna względem marynarki i tak nie miała dla niej znaczenia.
Pełna wersja artykułu w magazynie[nbsp MSiO Nr Specjalny 1/2016