Flight III - ostatnie amerykańskie niszczyciele typu Arleigh Burke cz. 1
Sławomir J. Lipiecki
Niszczyciele typu Arleigh Burke należą do najnowocześniejszych jednostek US Navy i zarazem najlepszych okrętów świata. Ich możliwości, głównie za sprawą zintegrowanego systemu AEGIS, są ogromne i podlegają stałemu rozszerzaniu. Dotąd powstało łącznie 66 jednostek tego typu, przy czym kolejne 8 (Flight IIA TI) znajduje się w różnym stadium budowy. Co więcej budowa następnych 14 jednostek tego typu, w wariantach Flight IIA TI i zupełnie nowych Flight III, została już oficjalnie zatwierdzona. Niszczyciele typu Arleigh Burke stanowią obecnie – wspólnie z krążownikami typu Ticonderoga – trzon mobilnych sił obrony powietrznej/przeciwrakietowej Stanów Zjednoczonych, zapewniając aktywną obronę grupom operacyjnym przed samolotami, pociskami przeciwokrętowymi i balistycznymi. Ich kluczowa rola nie zmieni się przez kilka kolejnych dekad.
Krótka geneza
Pod koniec lat 70. XX wieku floty różnych państw zaczęły stawać przed poważnym problemem wzrostu kosztów projektowania i budowy okrętów, co wiązało się m.in. z instalowaniem na nich coraz bardziej wyrafinowanych systemów uzbrojenia i obserwacji technicznej. Oznaczało to, że wymiana starszych jednostek na nowe nie mogła już następować w proporcji jeden do jednego. Tym samym, każda kolejna konstrukcja musiała cechować się większą uniwersalnością, aby móc realizować większą liczbę zadań. Wkrótce dla US Navy stało się jasne, że na współczesnym polu walki nie będzie miejsca na „słabsze” okręty. Doprowadziło to do podjęcia prób wybudowania jednostek wielozadaniowych, których konstrukcja musiała pogodzić z pozoru sprzeczne ze sobą zdolności realizowania zadań o charakterze przeciwlotniczym i przeciwrakietowym (AAW, Anti-Aircraft Warfare), przeciwokrętowym (ASuW, Anti-Surface Warfare) oraz zwalczania okrętów podwodnych (ASW, Anti-Submarine Warfare). Do tego doszły wkrótce możliwości wykonywania uderzeń na cele naziemne (m.in. za pomocą rakiet manewrujących).
Wymagania te stały się punktem wyjścia do zaprojektowania dużych niszczycieli typu Arleigh Burke. Program zainicjowany został przez US Navy w 1980 roku. Rozpoczęto wówczas konsultacje z różnymi firmami przemysłu zbrojeniowego i stoczniowego, których celem było wstępne opracowanie projektu wielozadaniowych okrętów, mających zastąpić starzejące się jednostki typu Charles F. Adams i Coontz. Miały one przejąć od nich zadania zakresu eskortowania grup lotniskowcowych oraz zespołów operacyjnych innego typu, zapewniając im kompleksową obronę przed różnymi rodzajami zagrożeń, przy czym samo uzbrojenie miało być uniwersalne do tego stopnia, aby pozwalało również na prowadzenie operacji o charakterze stricte ofensywnym.
W styczniu 1983 roku do służby weszły pierwsze krążowniki typu Ticonderoga, wyposażone w zintegrowany systemem dowodzenia i kierowania walką AEGIS (Automatized Electronic Guidance Interconected System). Już pierwsze doświadczenia z eksploatacji tych jednostek wykazały, że jest to niezwykle udana technologia przyszłości. Już sama tylko obecność prototypowego USS Ticonderoga (CG-47) na Morzu Śródziemnym wiosną 1984 roku – w ramach wsparcia kontyngentu amerykańskiej piechoty morskiej (USMC) działającego w Libanie – pozwoliła ograniczyć liczbę patroli samolotów. Sukces krążowników miał bezpośredni wpływ na projekt niszczycieli typu Arleigh Burke, które również postanowiono wyposażyć w system AEGIS. Przy okazji, miały to być pierwsze amerykańskie okręty od podstaw zaprojektowane pod kątem użytkowania tego systemu (krążowniki typu Ticonderoga bazują bowiem na odpowiednio powiększonych jednostkach typu Spruance, na potrzeby których AEGIS został po prostu zaadoptowany, co notabene wpłynęło później na znaczny wzrost kosztów przy kolejnych modernizacjach). Nie jest on jednak aż tak kompleksowy, jak na krążownikach (o czym dalej).
Na początku lat 80. administracja prezydenta Stanów Zjednoczonych Jimmy'ego Cartera przewidywała oddanie do służby 49 niszczycieli typu Arleigh Burke, natomiast urzędnicy kolejnego prezydenta, Ronalda Reagana, podnieśli tą liczbę aż do 63 jednostek. Zakładano przy tym, że rocznie powstawać będzie pięć okrętów. Kontrakt na projekt i budowę nowych niszczycieli wygrała firma Gibbs & Cox. Jednocześnie ze stocznią Bath Iron Works w Bath (stan Maine) podpisano kontrakt wart 321,9 mln USD na budowę pierwszej jednostki. W US Navy szacowano, że całkowity koszt skonstruowania prototypu zamknie się w kwocie 1,1 mld USD plus 778 mln USD na koszty jego pełnego uzbrojenia. Stępkę pod budowę pierwszego niszczyciela (serii zwanej później Flight I) – USS Arleigh Burke (DDG-51) – położono w grudniu 1988 roku (wodowanie miało miejsce we wrześniu 1989 roku). Szybkie tempo prac sprawiło, że okręt był gotowy do przekazania amerykańskiej flocie już w połowie 1991 roku. Wkrótce wyszły na jaw pierwsze wady nowych okrętów, z czego za najbardziej poważną uznano brak hangaru dla śmigłowców pokładowych. Wynikało to z pierwotnych założeń operacyjnych. Zgodnie z projektem, zadaniem każdego nowego niszczyciela miało być bowiem zapewnienie aktywnej obrony przeciwlotniczej własnym grupom lotniskowcowym. Oznaczało to, że jednostki te będą działać raczej we współpracy z innymi, niż jako samodzielna platforma.
Koncepcja ta ostatecznie okazała się błędna. Po rozpadzie byłego ZSRR całkowicie zmieniła się doktryna obronna US Navy i założenia operacyjne. Pojawiły się również nowe zagrożenia, w tym asymetryczne. Brak hangaru dla śmigłowców mógł okazać się poważnym problemem również podczas wykonywania zadań z zakresu zwalczania rakiet balistycznych. Wówczas okręty mogą działać samodzielnie, co oznacza ograniczenie zasięgu zwalczania wrogich okrętów podwodnych. Z drugiej strony częściowym rozwiązaniem tego problemu jest uzbrojenie ich w rakietotorpedy VL-ASROC. Mimo to pierwsze dwie serie niszczycieli postanowiono zamknąć na 28 jednostkach (21 serii Flight I i 7 serii Flight II), a kolejne miały powstawać już według zmodyfikowanego projektu.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 6/2019