Ewakuacja cudzoziemców z Libii,
Krzysztof Kubiak
Ewakuacja cudzoziemców z Libii,
czyli dyplomacja morska w akcji
Charakterystyczną cechą współczesnego, turbulentnego świata jest to, że często zjawiska kryzysowe (konflikty wewnętrzne, rewolucje, przewroty, wojny czy klęski żywiołowe) dotykają również osoby, pochodzące spoza rejonu objętego niepokojami, a przybyłe tam jako turyści albo pracownicy kierowani przez własne firmy, bądź też działające indywidualnie wykorzystując deficyt rąk do pracy lub specjalistów o odpowiednich kwalifikacjach.
W większości przypadków państwa starają się w rozmaity sposób pomóc swoim zagrożonym obywatelom, zaś najskuteczniejszym sposobem udzielenia owej pomocy była, pozostaje i najpewniej w przyszłości również będzie, ich ewakuacja. Spośród jej sposobów najczęściej stosowana jest droga powietrzna oraz, jeżeli uwarunkowania geograficzne to umożliwiają, transport morski. Ten drugi odbywa się na pokładach okrętów i pomocniczych jednostek pływających należących do sił zbrojnych państwa ratującego lub na pokładach statków handlowych, bądź to podnoszących jego banderę, bądź przez ten kraj pozyskanych czasowo (najczęściej czarterowanych). Ewakuacja własnych obywateli drogą morską ma kilka – w porównaniu z lotniczą – zalet. Przede wszystkim okrętowanie ewakuowanych może odbywać się nawet w warunkach braku rozbudowanej infrastruktury, zatem nie tylko z dużych portów, ale również z małych przystani, czy w sytuacji skrajnej wręcz z plaż. Zwiększa to elastyczność prowadzonych działań – nie są one dowiązane do takich obiektów jak lotniska. Okręt lub statek może ponadto przyjąć na pokład znacznie więcej osób niż samolot. Co więcej, uchodźcom na ogół można pozwolić na zabranie przynajmniej części mienia ruchomego. Ma to duże znaczenie psychologiczne. Wadą ewakuacji morzem jest relatywnie długi czas transportu uchodźców w bezpieczne miejsce, co wymaga rozwinięcia na pokładach jednostek (jeżeli nie są one konstrukcyjnie do tego dostosowane) zaplecza socjalnego i medycznego oraz zorganizowania systemu bezpieczeństwa. Najnowszym przykładem opisywanych działań jest ewakuacja cudzoziemców z ogarniętej wojną domową Libii.
Wielka Brytania, Holandia i Włochy – klasycy gatunku
Według brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych w Libii na początku lutego br. przebywało około 3500 poddanych korony, większość znajdowała się w Trypolisie lub jego bezpośredniej bliskości, ale około 150 osób, głównie specjalistów naftowych, rozproszonych było na rozległych terenach pustynnych wewnątrz kraju. Sytuacja powyższa, ale przede wszystkim długoterminowe plany brytyjskie, zapewne już wówczas zakładające możliwość przeprowadzenia interwencji wojskowej przeciwko Kadafiemu, wymagały niezwłocznej ewakuacji własnych obywateli, którzy w przeciwnym wypadku mogliby się stać zakładnikami strony rządowej. Ewakuacja Brytyjczyków rozpoczęła się w drugiej dekadzie lutego. W odniesieniu do osób przebywających w miastach nadbrzeżnych realizowana była drogą powietrzną i morską. Rząd brytyjski uzyskał zgodę władz libijskich na lądowanie wyczarterowanych samolotów (od własnych przewoźników takich jak British Airlines i British Midland i od Emirates) w Trypolisie. W prasie brytyjskiej pojawiły się informacje, że owa zgoda wymagała szczodrych łapówek zarówno dla urzędników reżimu, jak i dla pracowników portu lotniczego. W trakcie sześciu lotów wywieziono z Libii większość Brytyjczyków przebywających w stolicy. Z kolei fregata Cumberland (operująca w asyście niszczyciela York) przewoziła Brytyjczyków (i osoby 25 innych narodowości, łącznie 425 ewakuowanych, w tym 119 obywateli brytyjskich) między Bengazi a Maltą. Podkreślić należy, że fregata wchodziła do Bengazi 25 i 27 lutego, a niszczyciel 2 marca (zabrał w drodze powrotnej 43 uchodźców), a więc gdy miasto zostało już opanowane przez powstańców. Był to ewidentny przykład nawiązania kontaktów z nierządową stroną wojny domowej. Libijska marynarka wojenna nie podjęła jednak żadnych działań. Cumberland wchodził w skład stałego zespołu NATO operującego na Morzu Śródziemnym w ramach operacji „Active Endeavour”, Yorka zawrócono z drogi na Wyspy Falklandzkie, gdzie odbyć miał cykliczną turę patrolową.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 12/2011