Drugie poskromienie Tygrysów z Panzertruppen. Część 1

Drugie poskromienie Tygrysów z Panzertruppen. Część 1

Robert Michulec

 

Latem 1944 roku pancerna historia znowu się powtórzyła – po wprowadzeniu do służby polowej nowego superczołgu przez jedną stronę, druga wytłukiwała go jak muchy packą. Tym razem znowu przytrafiło się to Niemcom. Nosa raz jeszcze przytarli im Sowieci, odbiorcy niemieckiej i amerykańskiej technologii pancernej zn przełomu lat 30. i 40. Ich opowieść o zdjęciu przez bolszewicki proletariat korony z Królewskiego Tygrysa jest dobrze znana, mimo że słabo się klei. Wydarzenie zostało przedstawione na przełomie lat 1960 i 1970 we wspomnieniach oficerów dowodzących w Armii Czerwonej i późniejszych gazetowych wzmiankach. Inicjatywa ta była jedynie pokłosiem gorączki informacyjnej z sierpnia 1944 roku, kiedy to poskromienie nowych „kotków” Panzetruppen na przyczółku baranowskim (sandomierskim) ewoluowało w niemalże centralny punkt całej letniej operacji 1. Frontu Ukraińskiego. Przeglądając dokumentację frontu, naprawdę trzeba dużego wysiłku, aby nie natrafić na liczne dokumenty właściwie wszystkich szczebli dowodzenia przynajmniej wzmiankujących o tym wydarzeniu. Jeśli do połowy sierpnia dowództwa poświęcały dużo uwagi standardowym opisom działań, to później dużo raportów okresowych czy podsumowujących przypominało o tym wydarzeniu jako specjalnie godnym uwagi. W jego cieniu ginęły liczne starcia czy bitwy niezbędne do przeanalizowania w celu wyciągnięcia wniosków. Być może dlatego w pamięci wielu utarło się dość jednowymiarowe mniemanie o prostym przebiegu starcia (bo przecież nie bitwy), niezwykłej jego wadze czy skali, a także niebotycznych efektach. Zupełnie jakby Armia Czerwona rozegrała tam jakąś walną bitwę na wzór pogromu pancernych Krzyżaków na jeziorze Pejpus. Jak jednak zwykle w tego typu przypadkach bywa, nawet dzisiaj niezupełnie wiadomo, co tam tak naprawdę się działo, ponieważ opisy nie współgrają z materiałem archiwalnym.

10 sierpnia 1944 roku Niemcom udało się zebrać trochę sił na obrzeżnym froncie sowieckiego przyczółka baranowskiego. Koncentracja wojsk odbywała się w dwóch miejscach, tak aby wyprowadzić silne kontrnatarcie kleszczami zbiegającymi się naprzeciw Baranowa. Północna koncentracja miała miejsce na południe od Kielc, adekwatnie do dostępności kolei i głównych dróg. Grupowanie sił pancernych miało miejsce w ostatniej chwili i raczej na pewno w skrytości przed percepcją RKKA, choć w paru źródłach czytamy o rozpoznaniu nieprzyjaciela przygotowującego się do natarcia. Miano dostrzec koncentrowanie nowych czołgów na wzór Tygrysa i Panter, ale w rejonie Szydłowa, a więc właściwie na linii frontu kontrolowanej przez Sowietów. Miano nawet rzekomo dostrzec ich wyruszenie w kierunku wschodnim (a więc już do natarcia?). W rzeczywistości Niemcy koncentrowali się w rejonie Chmielnika (kawałek drogi na zachód od Szydłowa) i już tylko ten fakt dyskwalifikuje jakość rozpoznania taktycznego wojsk sowieckich. Tym bardziej że Niemcy nawiązali walki z przesłoną sowiecką na kierunku Szydłowa już późnym wieczorem 10 sierpnia, kiedy Sowieci mieli zdobywać najświeższe informacje jedynie o ich przygotowaniach do tych walk.

Rejon wyjściowy do natarcia północnych ramion kleszczy Niemcy wybrali tyleż z powodów logistycznych, co operacyjnych. Koncentracja na wschód od Jędrzejowa pozwalała wyjść siłom pancernym na główną drogę (obecnie czerwona krajówka nr 765), prowadzącą aż do Wisły z wyminięciem skoncentrowanych głównych sił sowieckich. Na dodatek na osi natarcia znajdował się styk dwóch armii, który udało się Niemcom wymacać: 13. Armii na północy i 5. Gw.Armii na południu. Rozgraniczenie przebiegało dokładnie pod Szydłowcem, przez który biegła na wschód wspomniana droga, siłą rzeczy musząca stać się osią logistyczną w dalszym natarciu. Sowieci często bagatelizowali zjawiska tego typu, co ułatwiło działania Niemcom, również 11 sierpnia 1944 roku.

Główną siłę uderzeniową przygotowanego kontrataku stanowiły 3. i 16. DPanc, którym do wsparcia przydzielano piechotę, artylerię i oddziały pancerne. Pośród nich znajdowały się standardowo StuG-i czy Panzerjägery, ale i samodzielny batalion ostatniej cud-techniki Panzertruppen, jakiej świat jeszcze nie widział – 64-tonowej nowej odmiany Tygrysa. Czołg dopiero niedawno zaczął schodzić z montowni Henschla, tak że do sierpnia 1944 roku ledwie udało się nazbierać równowartość pełnego zestawu wozów do uzbrojenia dwóch całych batalionów.

Jako pierwszy wyselekcjonowano do przezbrojenia najstarszy i najbardziej doświadczony 501. s.Pz.Abt. Jednostka latem zdała swój sprzęt do 509. Batalionu i skoncentrowała się w Ohrdruf, gdzie w lipcowym pośpiechu odbierała nowiutkie wozy. Do końca miesiąca zebrano 31 Panzerów, których na pewno nie eksploatowano nadmiernie w koszarach i na poligonie, licząc na zastąpienie praktyki doświadczeniem załogantów. Jednostkę w trybie alarmowym wysłano 4–5 sierpnia do akcji nad Wisłę, a następnie przetransportowano tam również 1. Kompanię z pozostałymi 14 Tygrysami II, pozyskanymi w ostatniej chwili. Wysyłanie dostaw Panzer VI B z fabryki do 501. Batalionu według Inspektoratu Pancernego przedstawiały się następująco: 24 czerwca – 6, 7 lipca - 12, 10 lipca – 9, 12 lipca – 2, 14 lipca – 2, 4 sierpnia – 8 i 7 sierpnia – 6.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 4/2024

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter