Drugi przetarg na polskie łodzie podwodne… Część 2

Andrzej S. Bartelski
Kontynuujemy prezentację wszystkich aspektów wyboru przyszłych okrętów podwodnych typu Orzeł. Spore opóźnienie wskazania dostawcy sprawiło, że obie zamówione jednostki wcielono w skład PMW dopiero w roku wybuchu II wojny światowej.
Francja, a może Wielka Brytania lub Holandia? Odpowiedzi na pytanie o to, kto zbuduje dla Polski torpedowe łodzie podwodne, szukano już od kilku lat. Od 1934 r. rozmowy z poszczególnymi oferentami wkroczyły w decydującą fazę.
Kontyngenty to za mało
Choć w 1934 r. rozpoczęto pertraktację ze stoczniami brytyjskimi, a w kolejnym do rozmów dołączyły stocznie holenderskie, nie oznaczało to wykluczenia francuskich firm z przetargu. Wręcz przeciwnie – wciąż pozostawały w grze, lecz przeciągające się w nieskończoność polsko-francuskie negocjacje handlowe z pewnością sprawę niezwykle komplikowały. Przez pierwszą połowę 1934 r. Francuzi byli przekonani, że otrzymają zamówienie na nowe okręty podwodne. Ich zdaniem PMW była zdecydowana złożyć zamówienie w stoczniach francuskich ze względów technicznych. Jedyną przeszkodę stanowiłytrwające negocjacje dotyczące nowych kontyngentów. Jednak w maju 1934 r. okazało się, że rozmowy utknęły w martwym punkcie. Francuzi, niechętni jakimkolwiek kontyngentom, po przyznaniu 15 proc. kwot na stawiacz min nie byli skorzy do dalszych ustępstw. Tymczasem polska delegacja zażądała rekompensat w wysokości 100 proc., rozłożenia płatności na pięć lat oraz możliwości dostarczenia surowców w przeciągu dwóch i pół roku. Wobec zdecydowanej odmowy ze strony francuskiej stało się jasnym, że dalsze oczekiwanie na rozstrzygnięcie tej kwestii nie miało racji bytu i Kierownictwo Marynarki Wojennej (KMW) rozesłało do stoczni brytyjskich zapytanie ofertowe sygnowane numerem 724-7/Techn.
Wydaje się, że nacisk odniósł skutek, gdyż w czerwcu 1934 r. Francuzi poinformowali, że na nowe okręty podwodne są skłonni przyznać kontyngenty w wysokości 100 proc. kontraktu, z tym zastrzeżeniem, iż dodatkowe rekompensaty powinny być rozłożone w czasie na równi z płatnościami. Co więcej, kontyngenty miały dotyczyć dostaw tylko wybranych produktów – wśród których były drewno (w wysokości 14 mln franków francuskich), ropa (3 mln ff) oraz węgiel (8 mln ff) – przy jednoczesnym założeniu, że rząd polski nie będzie występował o jakiekolwiek inne kontyngenty do 1940 r. Jak poinformowali polską stronę francuscy dyplomaci, była to ostateczna propozycja ze strony Republiki Francuskiej i odmowa zostałabypotraktowana jako manifestacja pragnienia zaprzestania lub też ograniczenia współpracy polsko-francuskiej. Gdy do końca 1934 r. strona polska nie udzieliła Francuzom wiążącej odpowiedzi, jasnym zaczęło się stawać, że Polacy dążą do zmiany ogólnych stosunków handlowych z Francją – nie tylko związanych z kontyngentami za zamówienia wojskowe.
W marcu 1935 r., tuż przed wysłaniem zapytań ofertowych do firm brytyjskich i holenderskich, przedstawiciel stoczni Augustina-Normanda został zapytany wprost przez polskich wojskowych, czy stocznia byłaby skłonna sprzedać licencję na budowane okręty, co pozwoliłoby na budowanie w przyszłości kolejnych serii okrętów w polskich stoczniach w oparciu o te plany. Odpowiedź była wymijająca, choć wkrótce MSZ otrzymało poufną informację, że francuskie Ministerstwo Marynarki Wojennej nie wyrazi zgody na przekazanie planów obcej flocie, gdyż w konsekwencji dalsza produkcja odbywałaby się poza granicami Francji, co uderzałoby bezpośrednio w interesy państwa francuskiego oraz osłabiało przemysł francuski. Był to kolejny kamyczek do francuskiego ogródka, o czym Francuzi mieli się już niedługo przekonać.
W końcu 18 marca 1935 r. KMW wysłało zapytania ofertowe numer 724-8/Techn. do pięciu wcześniej zweryfikowanych stoczni: dwóch brytyjskich oraz trzech holenderskich. Wymagania zapisano w 30-stronicowym załączniku, termin odpowiedzi zaś początkowo wyznaczono na 20 czerwca 1935 r. Specyfikacja była bardzo zbliżona do tej sprzed roku – zamawiane okręty miały nie przekraczać 1000 t wyporności, rozwijać prędkość na powierzchni 20 w. i 9 w. w zanurzeniu, osiągać zasięg nawodny 7000 Mm i podwodny 100 Mm. Jedyne zmiany dotyczyły uzbrojenia – zamiast armat kal. 75 mm Schneidera planowano szwedzkie kal. 100 mm od Boforsa, kaliber torped zaś zmieniono z 550 mm na 533 mm. Co ciekawe, zapisano dostawę czterech okrętów podwodnych, a nie trzech, jak wcześniej określano podczas przetargu francuskiego.
Jako pierwsza odezwała się firma NVSB, która 29 marca w imieniu ofertowanych stoczni holenderskich potwierdziła chęć uczestnictwa w przetargu. Kolejnej odpowiedzi udzieliła stocznia Cammell Laird,również potwierdzając odbiórkorespondencji. Cociekawe, choć stocznia Vickers-Armstrongs nie przesłała odpowiedzi listownie, to jeszcze w marcu do Warszawy udał się przedstawiciel stoczni celem omówienia szczegółów przetargu. Zgodnie z raportem ambasadora Zjednoczonego Królestwa w Warszawie, sir Howarda Williama Kennarda, stocznia planowała przekonać decydentów PMW do zmiany zamawianego okrętu podwodnego z „francuskiego na typ brytyjski”. Podstawowe różnice, zdaniem ambasadora, dotyczyły: występowania zewnętrznych wyrzutni torpedowych na francuskich okrętach oraz ich braku na „typie brytyjskim”; umiejscowienia centrali bojowej w kiosku, a nie w kadłubie sztywnym; stosowania systemu elektrycznego, a nie telemotorycznego. Choć – jak podkreślał przedstawiciel stoczni pan Leverson – Vickers-Armstrongsmógł dostosować swójprojekt do polskich wymagań, tojednak zdaniem brytyjskich konstruktorów „francuski typ” okrętów podwodnych był niezadowalający i firma chciała przekonać zamawiających do zamiany konstrukcji oraz wymagań okrętu. Ambasador obawiał się, że mocniejsze naciskanie na Polaków – z oczywistych przyczyn faworyzujących znane sobie rozwiązania techniki francuskiej – niekorzystnie wpłynie na szanse Brytyjczyków na wygranie przetargu. We wspomnianym raporcie dodał też, że owe szanse i tak nie były najwyższe po wpadce w przetargu na kontrtorpedowce, z którego Vickers-Armstrongs wycofał się, bo naciskał na obstalunek dział własnej produkcji. Sir Kennard ubolewał, że gdyby nie krótkowzroczna postawa, firma mogłaby zgarnąć zamówienie nie tylko na kontrtorpedowce, ale również na okręty podwodne, oraz planowany w najbliższej przyszłości duży krążownik za 2 mln funtów szterlingów, o którym mówili przedstawiciele polskiej admiralicji. Stocznia jednak po raz kolejny była przekonana do swoich racji i obstawała przy specyfikacji typowo „brytyjskiego okrętu podwodnego”.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 9-10/2025