„Dar poprzedniej generacji”, czyli amerykańskie pancerniki typu Iowa – czasy współczesne. Cz. 5

Sławomir J. Lipiecki
Wprowadzenie do służby w byłym ZSRR pierwszego wielkiego krążownika rakietowego z napędem nuklearnym typu Kirow (oryginalnie proj. 1144 „Orłan”), jak również objęcie urzędu prezydenta USA przez Ronalda Reagan’a, spowodowały gwałtowny rozwój sił US Navy. Przedstawiciele ówczesnej administracji uważali, że modernizacja i przywrócenie do służby pancerników typu Iowa pozwoli w krótkim czasie osiągnąć znaczącą przewagę. W związku z tym zostały przyznane fundusze na reaktywację wszystkich czterech okrętów liniowych na Rok Finansowy 1981 i 1982.
Ówczesny sekretarz US Navy J. F. Lehman, który od dawna był zwolennikiem reaktywacji i wyposażania pancerników w najnowsze technologie, długo i z wielką pasją przekonywał kolejnych oponentów w Kongresie, a tych niestety nie brakowało. Niektórzy uważali, że reaktywacja okrętów liniowych to „zwycięstwo nostalgii nad zdrowym rozsądkiem”. Jeden z kongresmanów, S. Goldwater (fanatyczny miłośnik lotnictwa) posunął się wręcz do oficjalnego porównania całego projektu do próby odkopania szczątków armii gen. Custer’a, a N. Polmar (były wydawca „Jane’s Fighting Ships”!) uważał przedsięwzięcie za ośmieszanie się Kongresu.
Co jednak najważniejsze, pod względem merytorycznym oponenci mieli w rzeczywistości niewiele do powiedzenia, poza powyższymi, de facto złośliwymi uwagami. Kluczową kwestią poruszaną wielokrotnie podczas debat i analiz była niska odporność współczesnych jednostek na uszkodzenia. Wojna o Falklandy w 1982 roku udowodniła, że nawet pojedyncze, przypadkowe trafienie pociskiem rakietowym w nowoczesny okręt może spowodować tragedię. Tymczasem pod względem odporności na uszkodzenia pancerniki są klasą samą dla siebie. Jakkolwiek nie ma jednostek niezatapialnych, to okręty liniowe są najbliższe tego synonimu – szybkie zniszczenie któregoś z nich przy użyciu wyłącznie broni konwencjonalnej wydawało się wielu ówczesnym analitykom niemal niemożliwe i był to koronny argument optujący za ponownym wprowadzeniem ich do linii.
Tradycyjnie za powrotem pancerników opowiadało się dowództwo piechoty morskiej oraz specjaliści od uzbrojenia nawodnego. Jeden z nich, wiceadmirał R. Wolters przedstawił w Kongresie wyniki dogłębnych analiz, z których jasno wynikało, że koszty atakowania celów na lądzie i wspierania wojsk lądowych w operacjach desantowych za pomocą ciężkiej artylerii oraz rakietowych pocisków manewrujących są ośmiokrotnie mniejsze i nieporównywalnie skuteczniejsze, niż podobne akcje przeprowadzane przy użyciu lotnictwa. Kolejnym i to wcale nie najmniej istotnym argumentem przemawiającym za reaktywacją pancerników było utworzenie ponad 3500 stałych miejsc pracy plus perspektywa wpływu około 500 milionów USD do lokalnego budżetu.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO nr specjalny 5/2016