Czerwone Berety z Krakowa

Czerwone Berety z Krakowa

Robert Rochowicz

Historia polskich wojsk powietrzno-desantowych swój początek ma w czasie II wojny światowej. Potrzebę posiadania tego rodzaju wojsk na większą skalę dostrzeżono dopiero po utworzeniu Układu Warszawskiego i rozpoczęciu poszukiwań wzmocnienia atutów polskich sił lądowych, mimo trwających redukcji liczebności armii prowadzonej w drugiej połowie lat 50.

Kilka fal redukcji wojska w drugiej połowie lat 50. było wielkim trzęsieniem ziemi nie tylko dla samych struktur Sił Zbrojnych PRL. Rozwijane w pośpiechu i często w niezbyt przemyślany sposób siły znacząco wyglądały tylko na papierze. Na lądzie, w ramach istniejących w czasie pokoju okręgów wojskowych, w pierwszej połowie lat 50. istniało w sumie 25 dywizji ogólnowojskowych, uzupełnionych trzema brygadami obrony wybrzeża. Wiele z tych związków taktycznych nie przedstawiało sobą zbyt wielkiej wartości bojowej. Zresztą gwałtowny rozwój techniki wojskowej sprawił, że występujące głównie dywizje piechoty traciły rację bytu, trzeba było rozwijać jednostki pancerne i zmechanizowane, ale to było kosztowne.

Poszukiwanie nowych zdolności

Po wielkiej redukcji zbędnych związków taktycznych i innych jednostek, w trzech okręgach pozostało już tylko 14 dywizji, przy czym cały czas trwał proces przekształcania jednostek piechoty w zmechanizowane. Ponieważ jednak Dowództwo Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego wymagało od Polski wystawienia konkretnej liczby dywizji uznano, że w ramach oszczędności etatów i środków finansowych na zakup większej liczby czołgów, czy transporterów opancerzonych zasadne będzie zgłosić wydzielenie formacji powietrzno-desantowej.

Pomysłodawcą utworzenia takiej dywizji powszechnie jest uważany gen. dyw. Józef Kuropieska, po wydarzeniach październikowych w 1956 roku mianowany dowódcą Warszawskiego Okręgu Wojskowego. To on w grudniu tego samego roku przedstawił ówczesnemu ministrowi Obrony Narodowej gen. armii Marianowi Spychalskiemu referat w tej sprawie. Już trzy miesiące później podczas narady dowódczej w Moskwie towarzysze radzieccy z zainteresowaniem przyjęli inicjatywę utworzenia sił desantowych w Wojsku Polskim. Od tego momentu machina organizacyjna ruszyła pełną parą, choć według pierwszych pomysłów oficerów Sztabu Generalnego WP dywizja nowego typu miała powstać na terenie Pomorskiego Okręgu Wojskowego w okolicach poligonu w Drawsku Pomorskim w składzie…Wojsk Lotniczych i Obrony Przeciwlotniczej Obszaru Kraju. Ostatecznie inicjator dopiął swego, do przeformowania wskazano krakowską 6. Dywizję Piechoty ze składu Warszawskiego OW.

Pierwszym etapem prac organizacyjnych było znalezienie wszystkich żołnierzy, którzy kiedykolwiek mieli coś wspólnego z wojskami spadochronowymi. W terminie do 1 maja 1957 roku utworzono w Krakowie Kurs Instruktorsko-Metodyczny Instruktorów Spadochronowych. Zanim uruchomiono proces formowania pierwszych pododdziałów bojowych trzeba było opracować ich etaty, dopasować do zadań uzbrojenie i wyposażenie, wreszcie przygotować pierwsze instrukcje do szkolenia nie tylko szeregowych z poboru, ale również kadry oficerskiej i podoficerskiej. W końcu wszystko w tej dziedzinie tworzono w zasadzie od podstaw. Także początki istnienia dywizji w nowej formule były nader skromne. W terminie do 1 października 1957 roku sformowano:

  • Dowództwo i Sztab 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej (Kraków); w składzie dowództwa znalazły się poddziały specjalistyczne i sztab – etat nr 2/231, 443 żołnierzy i 16 pracowników cywilnych;
  • 9. Szkolny Batalion Powietrzno-Desantowy (Kraków) – etat 2/232, 284 żołnierzy i 13 pracowników cywilnych;
  • 10. Batalion Powietrzno-Desantowy (Kraków, w 1958 roku przedyslokowany do Oświęcimia) – etat 2/233, 459 żołnierzy i 3 pracowników cywilnych;
  • 16. Batalion Powietrzno-Desantowy (Kraków) – etat 2/233, 459 żołnierzy i 3 pracowników cywilnych;
  • 5. Dywizjon Artylerii (Tarnów) – etat 2/234, 368 żołnierzy i 1 pracownik cywilny.

Łącznie pierwszy etat przewidywał 2013 stanowisk wojskowych i 36 pracowników cywilnych. Nazwa wyróżniająca „pomorska” przeszła z istniejącej wcześniej 6. Dywizji Piechoty.

We wrześniu 1959 roku dowódcy dywizji podporządkowano 19. Batalion Rozpoznawczy, który trafił do koszar w Bielsku-Białej. Pierwszy etap tworzenia dywizji zakończyło sformowanie w 1961 roku, na bazie istniejącej przy dowództwie kompanii rozpoznawczej, 26. Batalionu Dywersyjno-Rozpoznawczego (z miejscem stacjonowania w Krakowie) z jednoczesnym przeformowaniem dotychczasowego 19. brozp. w 19. Batalion Powietrzno-Desantowy. Ponadto batalion szkolny przeniesiono do Niepołomic. Co ciekawe, w składzie dywizji sformowano także klucz lotnictwa transportowego, który bazował na lotnisku w krakowskich Balicach.

Po sformowaniu tych pododdziałów dywizja rozrosła się etatowo do 2599 stanowisk wojskowych i 48 pracowników cywilnych. Według meldunku o stanie bojowym z 1 stycznia 1962 roku faktycznie służyło w niej 3672 żołnierzy i 153 pracowników cywilnych. Do szczegółów tego meldunku wrócimy poniżej.

Początki funkcjonowania dywizji w nowym kształcie były bardzo trudne. Pierwsze skoki spadochronowe żołnierze z pierwszego poboru wykonali 21 maja 1958 roku, wcześniej, bo w zimie odbył się pierwszy kurs narciarski i wspinaczkowy. Jak się okazywało, krok po kroku podczas pierwszych sprawdzianów wyszkolenia efekt formowania został osiągnięty. Znakiem rozpoznawczym wszystkich pododdziałów dywizji stały się czerwone berety noszone zamiast czapek. Na ich noszenie trzeba było zasłużyć, a wręczane były niemal tak samo uroczyście jak przekazanie po raz pierwszy do rąk młodych poborowych broni osobistej. Czerwone berety do dziś są zresztą synonimem elitarnych jednostek Wojska Polskiego.

Dywizja powietrzno-desantowa była niemal od początku wprzęgnięta w agresywne plany Układu Warszawskiego wobec NATO. W planowanej wojnie obu stron dywizja miała działać głęboko poza linią frontu, w założeniu jej zadaniem było opanowanie strategicznych celów na planowanych kierunkach uderzeń armii lądowych. Problemem dość poważnym w prawidłowym funkcjonowaniu tego związku taktycznego było uzależnienie od dostępności lotnictwa transportowego. Do przewiezienia na dalsze odległości i zabezpieczenia bezpiecznego desantowania wielu setek żołnierzy z pełnym wyposażeniem osobistym i uzbrojeniem, nasze siły zbrojne nie były przygotowane i, wyprzedzając fakty, nigdy nie były. Na początku lat 60. skromny liczebnie ten rodzaj lotnictwa korzystał w dalszym ciągu z usług samolotów Li-2, kopii amerykańskich DC-47, które w 1944 roku pod Arnhem przewoziły naszych spadochroniarzy z brygady generała Sosabowskiego. Niestety, w kolejnych latach zmieniło się niewiele. Wpisanie w skład dywizji klucza lotniczego sytuacji nie poprawiło. Było to rozwiązanie przejściowe, w 1963 roku sformowano bowiem na lotnisku w Krakowie 55. Pułk Lotnictwa Transportowego (w składzie Lotnictwa Operacyjnego), ale nowych samolotów nie przybyło. Kupiono co prawda dwa duże transportowce An-12B, a w 1972 roku tuzin An-26, jednak nie zabezpieczyły one potrzeb przewozowych nawet w minimalnym stopniu. Do końca istnienia UW w planowaniu operacji dywizji trzeba było uwzględniać pomoc radzieckich maszyn transportowych, a w codziennym szkoleniu najczęściej używano dwupłatowych An-2.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 12/2019

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter