Czerniaków 1944
Michał Mackiewicz
Czerniaków 1944
– symboliczna katastrofa
Operacja desantowa 1 Armii Wojska Polskiego, przeprowadzona w drugiej połowie września 1944 r. w Warszawie, należy do najbardziej kontrowersyjnych epizodów w historii powstania warszawskiego. Dyskusyjna jest decyzja o podjęciu walki na lewym brzegu Wisły, jej polityczny kontekst, wreszcie rzeczywiste intencje dowódców i sposób realizacji zadania od strony czysto militarnej. Niewątpliwie wydarzenia rozgrywające się na warszawskich przyczółkach mają w sobie coś z greckiej tragedii. Oto setki polskich żołnierzy, rzuconych do beznadziejnej walki z przeważającym przeciwnikiem, zmierzają ku nieuchronnej katastrofie. Tyle, że nie za sprawą bogów lecz wielkiej polityki. Najbardziej dramatyczna sytuacja miała miejsce na Czerniakowie – najkrwawszym z przyczółków.
W trakcie bitwy o stolicę Polski doszło do współdziałania żołnierzy reprezentujących różne formacje i obozy polityczne. Ramię w ramię walczyli członkowie AK, NSZ i AL oraz innych organizacji. Pomoc nieśli lotnicy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, krwawą kartę zapisali także żołnierze „ludowego” Wojska Polskiego. W ostatnich latach zarysowała się tendencja do deprecjonowania znaczenia i osiągnięć bojowych tych ostatnich, co wynika z całkowitego niemalże przewartościowania opinii na temat II wojny światowej i polskiego w niej udziału. Nie ulega oczywiście najmniejszej wątpliwości, że Wojsko Polskie na Wschodzie w latach 1943–1945 było narzędziem w rękach Józefa Stalina, realizującego dalekosiężne plany ujarzmienia wschodniej Europy i będącego głównym inicjatorem jego powołania. Rola renegatów skupionych w tzw. Związku Patriotów Polskich była czysto fasadowa. Istnienie podległej komunistom formacji zbrojnej ułatwiło zaprowadzenie systemu stalinowskiego, a wiele jednostek „odrodzonego” Wojska Polskiego wzięło aktywny udział w walkach z poakowską partyzantką oraz przyczyniło się do sfałszowania wyborów do sejmu w 1948 r.
Jakkolwiek intencje twórców Wojska Polskiego na Wschodzie, a przynajmniej większości z nich, są czytelne i nie pozostawiają pola do dyskusji, sprawa ze zwykłymi żołnierzami ma się zgoła inaczej. Wielu z nich nie zdążyło po prostu do armii organizowanej wcześniej przez gen. Władysława Andersa i droga przez piekło frontu wschodniego stanowiła jedyną nadzieję powrotu do ojczyzny. Był to szlak niezwykle krwawy, znaczony szeregiem dramatycznych bitew i operacji – szacuje się, że w latach 1943– –1945 poległo, zmarło z ran i zaginęło bez wieści niemalże 33 tys. polskich żołnierzy – ponad trzykrotnie więcej aniżeli na Zachodzie. W trakcie walk o warszawskie przyczółki z szeregów 1 Armii Wojska Polskiego ubyło 3764 ludzi (zabici, ranni, wzięci do niewoli). Ich ofiara nie powinna zostać zapomniana.
1 Armia Wojska Polskiego w przededniu walk o Warszawę
W wyniku pomyślnego przebiegu operacji „Bagration”, która rozpoczęła się 23 czerwca 1944 r. na Białorusi, Armia Czerwona zbliżyła się do „etnicznych” ziem polskich, czyli rubieży, która w zamyśle Stalina miała stać się granicą przyszłej Polski. W tym momencie udział żołnierzy dowodzonych przez gen. Zygmunta Berlinga w dalszych walkach nabierał znaczenia symbolicznego i propagandowego. Od bitwy pod Lenino (12-13 październik 1943 r.) Polacy nie uczestniczyli w działaniach bojowych, a czas względnego spokoju wykorzystano na rozbudowę i organizację wojska. W marcu 1944 r. istniejący dotychczas Korpus rozwinięto w armię (1 Armia Polska) i dyslokowano na Ukrainie (Żytomierz, Berdyczów). Pobór oraz napływ ochotników pozwolił na znaczne podniesienie stanów osobowych, chociaż niezmiennie bolączką pozostawała kadra dowódcza. Brak polskich oficerów wyższych, wynikający m.in. z niechęci do wstępowania w szeregi armii Berlinga przedwojennej kadry działającej w ramach AK sprawił, że głównym źródłem jej pozyskiwania była Armia Czerwona. Wartość korpusu oficerskiego kierowanego do Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR nie była chyba wysoka, o czym świadczą m.in. słowa samego Berlinga odnoszące się do sytuacji z okresu formowania dywizji kościuszkowskiej: ... stan jakościowy kadry, wybieranej dla nas w jednostkach Armii Czerwonej, miał raczej charakter przypadkowy. Decydowała przede wszystkim okoliczność, czy kandydat był Polakiem. Przydatność stała na drugim miejscu. To zaś nie zawsze prowadziło do najszczęśliwszego dla dywizji wyboru (...) No i z natury rzeczy – tak bywa zawsze w każdym wojsku – jednostki armii radzieckiej nie pozbywały się chętnie dobrej kadry, a może nawet – co podejrzewałem w kilku wypadkach – korzystały z nadarzającej się sposobności, by pozbyć się ludzi, z którymi nie wiadomo było co począć.
W końcu lipca 1944 r. 1 Armia Wojska Polskiego (ta nazwa funkcjonowała od 21 lipca) liczyła blisko 80 tys. żołnierzy. Jej podstawową siłę stanowiły cztery dywizje piechoty (1, 2, 3 i 4 Dywizja Piechoty), ponadto 5 brygad artylerii (1 i 5 Brygada Artylerii Ciężkiej, 2 i 3 Brygada Artylerii Haubic oraz 4 Brygada Artylerii Przeciwpancernej), brygady: pancerna (1 Brygada Pancerna), kawalerii (1 Brygada Kawalerii) i saperów (1 Brygada Saperów) oraz wiele innych oddziałów (m.in. dwa pułki lotnicze) i pododdziałów. 18 lipca 1944 r. rozpoczęła się brzesko-lubelska operacja prowadzona siłami 1 Frontu Białoruskiego dowodzonego przez marszałka Konstantego Rokossowskiego. Największy sukces przypadł w udziale lewemu skrzydłu, a jego przypieczętowaniem było osiągnięcie brzegu Wisły w jej środkowym biegu i pierwsze próby forsowania rzeki. Chociaż sytuacja daleka była od stabilnej, zwłaszcza że na kierunku warszawskim Niemcy byli niezwykle aktywni i przedsięwzięli kilka silnych kontrataków (kulminacyjnym momentem była wielka bitwa pancerna stoczona na przełomie lipca i sierpnia na przedpolach Warszawy, w wyniku której pobito radziecką 2 Armię Pancerną), zdecydowanie przeciwdziałali próbom desantów i sukcesywnie wzmacniali siły 9 Armii (Grupa Armii „Środek”), to wydaje się, że wojska Rokossowskiego miały wystarczające siły do tego, aby pobić Niemców na wschodnim brzegu Wisły i zająć warszawską Pragę. To, że plany takie były przygotowywane potwierdzają liczne rozkazy i wytyczne sporządzone w sztabie 1 Frontu Białoruskiego w pierwszych dniach sierpnia.
Tymczasem wybuch walk w Warszawie, mających w skali frontu wschodniego ograniczone znaczenie militarne, ale będących wielką manifestacją polityczną, wpłynął na diametralną zmianę sytuacji strategicznej. Wizja oswobodzonej rękami Polaków stolicy, w której władze przejmują przedstawiciele uznawanego przez aliantów zachodnich rządu w Londynie, była dla Stalina wielce kłopotliwa (miał już przecież swój rząd w Lublinie). Trudno się wobec tego dziwić, że wstrzymał działania ofensywne na kierunku warszawskim, koncentrując główny wysiłek na utrzymanie i poszerzenie przyczółków dopiero co zdobytych na zachodnim brzegu rzeki. Owszem, w drugiej połowie sierpnia na przedpolach Warszawy toczyły się ciężkie zmagania z niemieckim IV Korpusem Pancernym SS, ale o Pradze jakby zapomniano...
W tej niezwykle dynamicznej i skomplikowanej sytuacji militarno-politycznej, do działań przystępowała 1 Armia Wojska Polskiego (1 AWP), która wkroczyła na teren Polski „lubelskiej” bez styczności z nieprzyjacielem (jeśli nie liczyć „artyleryjskiego” epizodu w walkach nad Turią i Bugiem), posuwając się w drugim rzucie 1 Frontu Białoruskiego. Dopiero pod koniec lipca jednostki podległe gen. Berlingowi przejęły obronę 26 kilometrowego odcinka Wisły w rejonie Puław i Dęblina, a w dniach 1–3 sierpnia 1 i 2 Dywizja Piechoty (1 DP, 2 DP) przeprowadziły nieudane próby uchwycenia przyczółków na zachodnim brzegu rzeki. Operacja przyniosła duże straty, pozwoliła jednocześnie zdobyć cenne doświadczenie bojowe nieostrzelanym jednostkom. Już 6 sierpnia rozpoczęło się przegrupowywanie 1 AWP na przyczółek warecko-magnuszewski, zaciekle atakowany przez dywizje ściągnięte z pasywnego kierunku warszawskiego. Do połowy sierpnia skoncentrowano tam gros sił armii.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 4/2014