Crotale po syczuańsku
Tomasz Szulc
Crotale po syczuańsku,
czyli chińskie samobieżne rakietowe
zestawy przeciwlotnicze
Zapóźnienie chińskiego przemysłu zbrojeniowego i Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w dziedzinie samobieżnych zestawów rakietowych obrony przeciwlotniczej jest nadal bardzo duże. Od początku było to szczególnie widoczne w porównaniu z zachodnim sąsiadem Chin i przez niemal 30 lat prawdopodobnego przeciwnika militarnego, czyli ZSRR.
Pierwszy radziecki system samobieżny, 2K11 Krug o zasięgu 45 km, zaczęto wprowadzać do jednostek w 1965 r., dwa lata później uzupełnił go 2K12 Kub o zasięgu mniejszym o połowę – za to bardziej mobilny, a w 1968 r. rozpoczęto dostawy zestawu 9K31 Strieła o zasięgu 4 km – pierwszego, który mógł prowadzić ogień w ruchu. Potem były: Osa, Strzała-10, Buk, S-300W... Tymczasem w Chinach pierwsze „prawdziwe” samobieżne zestawy rakietowe zaczęto produkować dopiero po 1988 r.
Początki
Wielkie trudności, z jakimi chińscy konstruktorzy borykali się w dziedzinie samobieżnych zestawów przeciwlotniczych mają prozaiczne wytłumaczenie. Po prostu ochłodzenie relacji pomiędzy komunistycznymi Chinami i ZSRR nastąpiło zanim w ZSRR uruchomiono na dużą skalę produkcję takich systemów, a ich eksport rozpoczął się dopiero na początku lat 70. XX wieku. Do Chin nie trafił więc sprzęt, który można byłoby skopiować, a tym bardziej nie nastąpił transfer technologii. Mało tego, chińscy studenci uczelni cywilnych i wojskowych opuścili ZSRR wcześniej, niż zaczęto choćby powierzchownie zaznajamiać słuchaczy z istotnymi rozwiązaniami w tej dziedzinie. Samodzielne opracowanie takich konstrukcji było przez długie dziesięciolecia poza zasięgiem chińskich konstruktorów, a początkowo z pewnością nie stanowiło także priorytetu dla sił zbrojnych, którym brakowało znacznie prostszego i – prawdę mówiąc – podstawowego uzbrojenia. Pierwszą próbą w tej dziedzinie było umieszczenie wyrzutni pocisków HQ-2 (Hong Qi – Czerwony Sztandar), czyli kopii SA-75 na nośniku gąsienicowym. Skonstruowano w tym celu specjalny pojazd, w oparciu o układ jezdny nośnika działa samobieżnego Typ 89, zwiększając ilość par kół jezdnych z sześciu do siedmiu i odwracając go „tyłem do przodu”, przez co silnik i koła napędowe znalazły się z tyłu. Wiele wskazuje na to, że rozwiązanie, oznaczone oficjalnie HQ-2B (bywa także używany sufiks J), nie wyszło poza stadium prób prototypów, które prowadzono w latach 1980–86. Nie ma także dowodów na rozmieszczenie na nośniku samobieżnym stacji naprowadzania rakiet, ani innych komponentów dywizjonu ogniowego HQ-2. Wypada jeszcze dodać, że podobne rozwiązanie wybrali prawie dwadzieścia lat później inżynierowie kubańscy, modernizując swoje S-75, z tą wszakże różnicą, że jako nośnika użyli pozbawionego wieży czołgu T-55, a Rewolucyjne Siły Zbrojne Kuby przyjęły takie wyrzutnie na uzbrojenie.
HQ-61
Prace nad systemem rakietowym, który miałby uzupełnić HQ-2, czyli stanowić odpowiednik radzieckiego S-125, rozpoczęto podobno w Drugiej Akademii Kosmicznej już na początku lat 60. ub. wieku, gdzie nadano mu oznaczenie HQ-41. Wobec braku postępów, prace przekazano w 1967 r . do Drugiego Biura Elektromechanicznego w Pekinie, zmieniając równocześnie preferencje – głównym przeznaczeniem systemu miała być obrona okrętów wielkości fregaty. Dwie doświadczalne, dwuprowadnicowe wyrzutnie zainstalowano na pokładzie fregaty proj. 053K, ale wyniki prób wypadły tak fatalnie, że projektowanie pocisku i jego aparatury naprowadzania zaczęto od nowa. Po długotrwałych testach, system zaaprobowano (to chiński odpowiednik pomyślnego zakończenia prób państwowych) dopiero w 1986 r., ale produkcji nie podjęto. Zamiast tego skoncentrowano się na wersji rozwojowej HQ-61B, w której pociski odpalane były z cylindrycznych pojemników o dużej średnicy, gdyż rakieta nie miała składanych powierzchni aerodynamicznych. W tę wersję uzbrojono cztery fregaty proj. 053H2G, ale spore wymiary wyrzutni (sześć pojemników) i niska niezawodność aparatury doprowadziły do wstrzymania produkcji. W 1989 r. zakończono próby wersji lądowej HQ-61B, co stanowiło powrót do pierwotnej koncepcji wykorzystania systemu. Co ciekawe, nie zdecydowano się na zastosowanie rakiet w pojemnikach, a wykorzystano prowadnice szynowe. Być może lądowe rakiety to HQ-61C, które opracowano na początku lat 90. ub. wieku. Dwuprowadnicową wyrzutnię zamontowano na platformie trzyosiowej ciężarówki typu CQ-261 (kopia francuskiego Berlieta GBU). Cztery takie samochody-wyrzutnie tworzyły baterię, której sercem było stanowisko dowodzenia na ciężarówce, radiolokator naprowadzania na kolejnym samochodzie (początkowo na jeszcze starszych ciężarówkach typu CA-30) i radar wykrywania celów. Do tego dochodziły samochodowe agregaty prądotwórcze, wozy kablowe, wozy do transportu rakiet i dźwigi do ich załadunku na wyrzutnie – używano w tym celu specjalnych ram, umożliwiających równoczesny załadunek na prowadnice obu rakiet. Ogólnie konfiguracja baterii przypomina nieco późniejszą, polską Newę-SC, choć ilość komponentów w rozwiązaniu chińskim jest znacznie większa, wydajność ogniowa – mniejsza (osiem gotowych do użycia rakiet wobec dwunastu w Newie-SC), a osiągi rakiet znacznie gorsze. Pod koniec lat 90. XX wieku pierwsze baterie przekazano podobno do elitarnej 38. Armii, ale produkcji na większą skalę nie podjęto. Obecnie ze służby wycofano wszystkie cztery fregaty uzbrojone w system HQ-61B, a wyrzutni lądowych jest podobno tylko kilkanaście, niewiele więcej niż pokazano na wielkiej defiladzie w Pekinie w 1999 r., gdy miały swoją publiczną premierę. Co ciekawe, nie pokazano wtedy prawdziwych wyrzutni, a ich uproszczone atrapy, których obsługę stanowili marynarze (!). Sama rakieta, pod względem konfiguracji, bardzo przypomina amerykańskie pociski „powietrzepowietrze” AIM-7 Sparrow, które w drugiej połowie lat 60. XX wieku Chiny pozyskały z Wietnamu jako niewybuchy, niektóre były podobno niemal kompletne. W chińskiej rakiecie zwiększono średnicę kadłuba w relacji do długości. Pogorszyło to właściwości aerodynamiczne, a było zapewne podyktowane niemożnością skopiowania amerykańskiej aparatury i silnika w oryginalnych rozmiarach. Nieruchome trójkątne stateczniki tylne obrócono o 45° względem w całości ruchomych, również trójkątnych sterów, umieszczonych w połowie długości kadłuba. Pocisk jest naprowadzany półaktywną metodą radiolokacyjną.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2012