Courbet – pierwsze francuskie drednoty

Sławomir J. Lipiecki
Cztery pancerniki typu Courbet były pierwszymi drednotami zbudowanymi dla Francuskiej Marynarki Wojennej (Marine Nationale). W latach 30. XX w. nie poddano ich generalnej przebudowie, modernizację ograniczając jedynie do niezbędnego minimum. Podczas kolejnego światowego konfliktu pełniły już funkcje wyłącznie pomocnicze. Co ciekawe, jeden z tych okrętów – Paris – omal nie podniósł wówczas bandery polskiej MW.
Mimo olbrzymiego doświadczenia Francji pod względem badań technologiczno-rozwojowych jednostki te już w chwili wodowania pretendowały raczej do roli pływających zabytków aniżeli wartościowych okrętów. Spora wyporność kadłuba (ok. 25 000 ts, o czym później) została bowiem całkowicie zmarnowana. Pancerniki były stosunkowo powolnez prędkością nieco powyżej 20 w., przy czym marszowa wynosiła tylko 10 w., dysponowały bardzo niewielkim zasięgiem operacyjnym w granicach zaledwie 4000 Mm przy prędkości marszowej, przeciętnym i bardzo źle rozlokowanym uzbrojeniem z układem skopiowanym wprost z semidrednotów typu Danton (z tą różnicą, że wszystkie armaty miałykal. 305 mm) i – przede wszystkim – niemal zerową w kontekście jednostek tej klasy ochroną bierną, szczególnie podwodną. Dość powiedzieć, że słabszymi drednotami od typu Courbet były już tylko austro-węgierskie okręty liniowe typu Tegetthoff (fatalnie zaprojektowane i wykonane), rosyjskie typu Gangut oraz malutka (niespełna 16 000 ts) hiszpańska España, a i to jest kwestia mocno dyskusyjna. Tymczasem po oceanach i morzach pływały już coraz liczniejsze, potężniejsze i – co najważniejsze – nowocześniejsze drednoty, a za chwilę także superdrednoty, czyli pancerniki z armatami artylerii głównej kal. od 343 mm wzwyż. Francja nie była już jednak w stanie nawiązać rywalizacji i tym samym ta niegdyś druga flota wojenna świata miała już nigdy nie odzyskać swojej dawnej pozycji.
Geneza
Francja na przełomie XIX i XX w. w zasadzie nie dysponowała czymś, co można by nazwać flotą liniową z prawdziwego zdarzenia. Rdzeń jej sił morskich stanowił bowiem zlepek serii relatywnie niewielkich pancerników, klasyfikowanych później nieoficjalnie jako tzw. predrednoty, na ogół słabo uzbrojonych i opancerzonych, a w dodatku dysponujących zupełnie niefunkcjonalną architekturą. Generalnie francuskie pancerniki z końca XIX w. uchodziły pod tym względem za najdziwniejsze na świecie. Były więc wśród nich zarówno zupełnie nowe cztery pancerniki (tzw. semidrednoty, czyli jednostki pośrednie między predrednotami a drednotami, uzbrojone na ogół w artylerię główną składającą się z dwóch zasadniczych kalibrów armat – np. w przypadku brytyjskiego typu Lord Nelson było to 4×305 mm L/45 i 10×234 mm L/50) typu Liberté, jak i siedem kompletnie przestarzałych predrednotów, należących w dodatku do osobnych typów République, Suffren, Iéna i Charlemagne. Do tego dochodziły antyczne wręcz Bouvet (zatopiony 18 marca 1915 r. podczas kampanii na Dardanelach na skutek wybuchu pojedynczej, małej miny morskiej), Masséna i Jauréguiberry.Pozostałe pancerniki, o ile w ogóle można posłużyć się w ich przypadku taką klasyfikacją, takie jak choćby Carnot czy Charles Martel, w istocie bardziej zasługiwały na miano morskich osobliwości aniżeli wartościowych okrętów i można śmiałoje w tym zestawieniu pominąć. Kuriozalne, że projektując te jednostki, Francuzi nie skorzystali w pełni z dość udanego prototypu, jakim był w swoim czasie Brennus (zwodowany 2 stycznia 1889 r., wycofany z eksploatacji 22 sierpnia 1919 r.), klasyfikowany dziś oficjalnie jako pierwszy predrednot Marine Nationale. Doszło więc do tego, że wchodząc w XX w., francuska flota nie była zdolna operować okrętami liniowymi na poziomie nawet eskadry, a co dopiero dywizjonu. Nawet trudno sobie bowiem wyobrazić praktyczną koordynację działań tych jakże różniących się od siebie pancerników, z których niemal każdy pod względem parametrów taktyczno-technicznych (w dodatku zwykle nie najwyższych lotów) pochodził praktycznie z innej parafii.
Na tragiczną wręcz kondycję Marine Nationale złożyło się szereg przyczyn zarówno poziomu politycznego, jak i wręcz „światopoglądowego”. Samo ich krótkie choćby przedstawienie byłoby notabene świetnym tematem na niejeden artykuł albo i książkę. Dość powiedzieć, że Francja praktycznie od czasu tzw. wojen napoleońskich nie zmieniła głównych zasad swojej doktryny morskiej, nadal traktując Royal Navy jako zasadniczego przeciwnika, nawet po zakończonej klęską wojnie z Prusami w latach 1870–1871. Osłabiony kraj w żaden sposób nie był jednak w stanie rywalizować z brytyjską flotą, wobec czego postawiono na coś, co z dzisiejszej perspektywy nazwalibyśmy działaniami asymetrycznymi, tyle że prowadzonymi na poziomie politycznym. Co rusz ogłaszano np. „koniec ery pancerników” pod pretekstem budowy coraz nowszych tzw. cudownych broni – a to szybkich krążowników, a to torpedowców czy w końcu małych okrętów podwodnych. Doprowadziło to do wykształcenia się tzw. Młodej Szkoły (fr. Jeune École), będącej w istocie swego rodzaju francuską doktryną wojny morskiej z końca XIX w. Jej teoretycy postulowali budowę dużej liczby niewielkich, czyli tanich i prostych konstrukcyjnie okrętów, zdolnych do stawienia czoła mniejszej liczbie silniejszych jednostek potencjalnego przeciwnika (w domyśle – pancerników Royal Navy), oraz krążowników pancernych do prowadzenia działań ofensywnych na szlakach komunikacyjnych, przy czym ten ostatni postulat był akurat sensowny. Swoją niebagatelną cegiełkę do tego istnego bałaganu dołożyło 48 ministrów Marine Nationale, mianowanych na to stanowisko w ciągu zaledwie 40 lat. Efekt tego był taki, że Francja utraciła pozycję drugiej floty świata.
Dość powiedzieć, że kraj ten, mający w istocie ogromne zasługi w dziedzinie projektowania nowinek technicznych dla jednostek morskich, sam nigdy nie dorobił się okrętów liniowych z prawdziwego zdarzenia. Co gorsza, wodowanie w Wielkiej Brytanii w 1906 r. pancernika HMS Dreadnought – pierwszego okrętu liniowego nowej generacji, m.in. uzbrojonego w zunifikowaną artylerię wyłącznie najcięższego kalibru w myśl zasady „all big gun battleship” – zostało we Francji jakby niezauważone. Nie przeszkodziło jej to bowiem w zbudowaniu aż sześciu tzw. semidrednotów typu Danton, które nawet w swojej kategorii były okrętami kompletnie już wówczas przestarzałymi. Poza archaiczną konstrukcją jednostki te miały bardzo słabą ochronę, a ich uzbrojenie główne tworzyły armaty dwóch kal. 305 mm i 240 mm, przy czym te drugie rozmieszczono w dwudziałowych wieżach znajdujących się na burtach, co znacząco ograniczało kąty ostrzału. U podłoża ich powstania leżał w istocie fakt, że w końcu dostrzeżono realne zagrożenie w postaci rosnącej w siłę niemieckiej Kaiserliche Marine oraz konkurencyjnej dla Francji w basenie Morza Śródziemnego włoskiej Regina Marina czy austro-węgierskiej Kaiserliche und Königliche Kriegsmarine. W związku z tym zaczęto pośpiesznie budować dla Marine Nationale okręty liniowe w większych seriach, poczynając od wspomnianych semidrednotów typu Liberté, powstałych w latach 1902–1908. Kolejne miały być właśnie okręty typu Danton, a że słowo „szybko” zwykle nie idzie w parze z wysoką jakością, to te w znacznym stopniu bazowały na archaicznej konstrukcji poprzedników. Wbrew bowiem wielu popularnym publikacjom z doświadczeń wojny rosyjsko-japońskiej, a szczególnie z bitwy pod Cuszimą stoczonej 27–28 maja 1905 r., niemal w tym projekcie nie skorzystano – zarówno z powodu wspomnianego pośpiechu i w konsekwencji braku czasu na wdrożenie wyników analiz, jak i faktu, że i tak od dawna już szykowano się do wprowadzenia okrętów liniowych nowej generacji, do czego doświadczenia spod Cuszimy nie tyle nie były zbyt potrzebne, co okazały się zwyczajnie nieaktualne. Jedyne więc, co faktycznie miało wyróżniać w istotny sposób typ Danton względem Liberté, był ich napęd turboparowy pierwszej generacji, oparty na zespołach turbin patentu brytyjskiego Parsonsa.
Nie zmieniło to w żaden sposób faktu, że u progu pierwszej generacji drednotów Francja wprowadziła do służby sześć kosztownych okrętów z poprzedniej epoki, w dodatku poza napędem niewyróżniających się niczym specjalnym na ich tle. Praktycznie więc dopiero 11 listopada 1911 r., a więc pięć lat po zwodowaniu HMS Dreadnought i amerykańskiego USS South Carolina, w stoczni Arsenal de Lorient (później należącej do DCNS – obecnie Naval Group) rozpoczęto budowę pierwszego drednota dla Marine Nationale, należącego do omawianego typu Courbet. Seria liczyła cztery jednostki, przy czym 26 sierpnia 1922 r. na skałach rozbił się pancernik France i w konsekwencji po podpisaniu traktatu waszyngtońskiego pozostały Francuzom do dyspozycji tylko trzy okręty tego typu. Do ich powstania walnie przyczynił się kontradm. Auguste Boué de Lapeyrère – minister Marine Nationale w latach 1909–1911, a następnie, po awansie na wiceadmirała, dowódca francuskiej Floty Śródziemnomorskiej. Był to prawdziwy reformator, zwolennik budowania systemu floty w oparciu o jak najnowocześniejsze drednoty oraz duże okręty podwodne, choć nie miał wpływu na parametry taktyczno-techniczne zamawianych jednostek. To właśnie jemu francuska MW zawdzięczała decyzje o budowie w latach 1911–1916 Normandie i Lyon, które jednak ostatecznie anulowano z uwagi choćby na przestarzały projekt.
Danton 2.0
Choć od strony konstrukcyjnej pierwsze francuskie drednoty wyraźnie zrywały z częścią rozwiązań zastosowanych na predrednotach (np. charakterystycznego, silnego dośrodkowego pochylenia burt czy też karykaturalnej wręcz struktury nadbudówek), to już w zestawieniu z semidrednotami typu Danton postęp należy ocenić jako minimalny. Nowe okręty były przede wszystkim znacznie większe. Wyporność normalna wynosiła bowiem aż 23 475 ts, co czyniło z jednostek typu Courbet jedne z największych pancerników w swoim czasie. Tak duża wyporność dawała spore możliwości, tym bardziej że kaliber armat artylerii głównej pozostawiono na poziomie 305 mm, co pozwoliło m.in. zwiększyć ich liczbę do 12 sztuk. Niestety, zupełnie nieekonomiczne rozmieszczenie uzbrojenia w połączeniu z fatalnie zaprojektowanym opancerzeniem spowodowały, że wszelkie korzyści płynące z dużej wyporności zostały praktycznie zmarnowane. Długość całkowita kadłuba wynosiła 166 m, szerokość na konstrukcyjnej linii wodnicy (na owrężu) 27 m, a średnie zanurzenie sięgało 8,66 m przy wyporności normalnej. Dzięki zwiększeniu wymiarów liniowych, przy jednoczesnym zachowaniu wysokości kadłuba z poprzedniego typu Danton, teoretycznie można było uzyskać nieco lepszą dzielność morską, gdyby nie fakt, że opancerzenie praktycznie całej części nawodnej drednotów w drastyczny sposób obniżyło ich metacentrum. Fakt ten, w połączeniu z nieekonomicznym rozmieszczeniem artylerii oraz zastosowaniem ciężkiej siłowni, spowodował, że – mimo sporej wyporności – konieczne okazałosię wręcz szukanie oszczędności masowych! W konsekwencji kadłub był wyjątkowo „delikatny” jak na okręty liniowe. Poszycie w lwiej części wykonano ze stali konstrukcyjnej (HT – High Tensile) lub ewentualnie węglowej (MS – Mild Steel), o średniej grubości zaledwie 12–14 mm. Materiał konstrukcyjny dostarczały zakłady Schneider et Compagnie (Schneider-Creusot) z Le Creusot. Efektem tych zabiegów było obniżenie odporności okrętów na uderzenia, odkształcenia, a także znaczne pogorszenie dzielności morskiej.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2025