Colty od Colta na stulecie Colta
Wojciech Weiler
Colty od Colta na stulecie Colta
W kończącym się roku setnego jubileuszu najsłynniejszego pistoletu świata pisaliśmy o Jedenastkach dużo więcej, niż zwykle. Gościły na naszych łamach wyroby starsze i nowsze, pochodzące od różnych producentów. Teraz wypadałoby wspomnieć co nieco o aktualnej, wyraźnie bogatszej niż zazwyczaj, ofercie pierwotnego wytwórcy – zreorganizowanej niedawno firmy Colt’s Manufacturing Company LLC.
Tegoroczne Jedenastki ze źrebakiem w znaku firmowym podzielić można na trzy zasadnicze grupy, w tym głównym podziale nie biorąc pod uwagę różnic wielkości, kalibrów czy mechanizmów spustowych (SA i DAO). Pierwsza grupa to specjalne modele jubileuszowe, w taki czy inny sposób limitowane i oferowane jedynie w bieżącym roku. Grupa druga to dobrze znane i sprawdzone przez lata Colty rozwinięte w XX wieku. Trzecią stanowią najnowsze Nineteen Eleven kroczące drogą aktualnych trendów pistoletowej mody, wyglądające bardzo atrakcyjnie i uzupełnione najróżniejszymi dodatkami. Choć standardowe wyroby z Hartford nie zachwycają jakością wykonania, to za przyczyną takiej właśnie konfiguracji pistolety tej grupy pozwalają stanąć firmie w szranki z producentami najnowocześniejszych odmian legendarnej konstrukcji Browninga. W aktualnej ofercie brakuje klasycznego już Colta Officer’s ACP, wprowadzonego w roku 1985 – są za to inne kompakty. Kolejną ciekawostką jest fakt, że racjonalizacja wznowionej fabryki doprowadziła nareszcie do tego, co inni wytwórcy Jedenastek opanowali już dawno, dawno temu: teraz i w Colcie drobne części kupowane są od tzw. producentów niezależnych – znajdziemy tu więc elementy firm takich, jak np. Smith & Alexander, Wilson czy Novak. Ekstremalnie szpetne plastikowe spusty Colta zostały w wielu modelach zastąpione aluminiowymi językami spustowymi z regulowaną drogą ruchu jałowego po strzale. Podobnie jest z coraz częściej spotykanymi bezpiecznikami chwytowymi z ostrogą ukształtowaną w potężny „ogon bobra” zamiast dźwigni klasycznych, natomiast nie zmieniło się nic w temacie wyciągów: nadal nie znajdzie my ani jednego modelu z nowoczesnym, obrotowym wyciągiem zewnętrznym. Tak samo rzecz się ma z wślizgami nabojowymi – o ile jednorzędowe Jedenastki wielkości Govern - menta czy Commandera działają lepiej z wślizgiem dwuczęściowym, o tyle nie od dziś wiadomo, że te ultrakrótkie, z lufą łożyskowaną bezpośrednio w zamku mają timing na tyle różny, iż zacinają się rzadziej gdy nabój dosyłany jest wślizgiem jednoczęściowym, ukształtowanym w integralnej rampie lufy. Tym czasem wślizgi wszystkich Coltów, także najmniejszych modeli Defender i New Agent, wciąż są dzielone.
Jubileusz
Rok 2011 musiał oznaczać uroczyste obchody setnych urodzin pistoletu, a na urodzinach nie może zabraknąć prezentów. Tyle, że w tym przypadku nie dla jubilata, lecz dla nas – strzelców. Firma przygotowała kilka wariantów jubileuszowych (z czego trzy dostępne dla zwykłych zjadaczy chleba), wszystkie bazujące konstrukcyjnie na czcigodnym „wole roboczym”, czyli pierwotnym M1911. Rusznikarnia Colt Custom Shop wypuściła własne rocznicowe wydanie 100 ręcznie grawerowanych pistoletów, z napisem „1911–2011” po prawej stronie zamka, jasnymi okładkami ze złotym medalionem „C100” i numeracją od ANY001 do ANY100 (jak anniversary – rocznica); wszystkie zostały natychmiast sprzedane. Droższa z dwóch kolejnych serii obejmuje 750 sztuk pistoletów o numeracji od 19110001 do 19110750 – za egzemplarz trzeba zapłacić prawie 2300 USD. Jedenastki są polerowane i wykończone legendarną oksydą Royal Blue – tak piękną, że dech zapiera! Spośród różnych fabrycznych pokryć, które widziałem na własne oczy tylko jedno czernienie jest moim zdaniem od Royal Blue ładniejsze – to Bright Blue na dawnych rewolwerach Smith & Wesson. Grawerowany zamek uzupełniają złocenia: z lewej strony po środku między datami „1911” a „2011” umieszczono firmowego konika (bo po angielsku źrebak to właśnie „colt”), z tyłu wykonany 24-karatowym złotem napis „COLT”. Na prawym boku zamka złote źrebię bryka za nacięciami do odciągania, zaś przed nimi powiewa szarfa z napisem „100 YEARS OF THE MODEL 1911”. Gładkie okładki wykonano z drewna cocobolo – odmiany palisandru – i uzupełniono złoconym medalionem jubileuszowym, a całość zapakowano w bardzo elegancką, wyścieloną czerwonym aksamitem skrzynkę z orzechowego drewna, o wieku przeszklonym grawerowaną szybą. Te pistolety także już się rozeszły – cóż, jeśli ktoś chce być kolekcjonerem, to oprócz pełnego portfela musi mieć jeszcze refleks... Mniej majętni i wolniejsi w reakcji amatorzy jubileuszowych Nineteen Eleven mogli sobie sprawić prezent kosztujący połowę ceny powyższego pistoletu. Za 1150 USD kupujemy broń z historycznymi oznaczeniami po lewej stronie zamka i szkieletu oraz napisem „MODEL OF 1911–2011” po prawej, wykończoną surowo, „po wojskowemu”, z wyraźnymi śladami szlifowania i półmatowym oksydowaniem, orzechowymi okładkami Double Diamonds, numeracją zaczynającą się od 00011911 i certyfikatem. Co ciekawe, ten wariant nie jest ograniczony ilością sztuk – za to produkowany tylko w bieżącym roku, na podstawie zamówień, których przyjmowanie firma zakończyła 30 listopada.
Poza rocznicowymi modelami dostępnymi na otwartym rynku, w firmie z Hartford powstało 1150 pistoletów serii 2011 NRA Gun of the Year, zamówionej przez National Rifle Association, o numeracji od 1911NRA0001 do 1911NRA1150. Bardzo bogato grawerowane na zamkach i szkieletach, mają eleganckie okładki (także pokryte ryciną) z tropikalnego drewna, ozdobione medalionem NRA i przykręcone złoconymi śrubami; łożysko lufy jest również pozłacane. Na 24-karatowych owalnych medalionach po obu stronach zamka wyrzeźbiono „COLT 1911 100 YEARS” i „2011 GUN OF THE YEAR”, z tyłu jest też złocony źrebak i stylizowany napis „COLT”. Na czarnym tle zamka z lewej są tylko zawijasy, z prawej zaś pośród nich przeczytamy, że Jedenastka to amerykański standard wojskowy i odnajdziemy szarfę, na której wyliczono wszystkie ważniejsze wojny, w jakich Ameryka brała udział od stworzenia tego pistoletu: I i II światową, w Korei, Wietnamie, Zatoce Perskiej i cyt. „wojnę z terrorem”.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 12/2011