Cholerny przyczółek...

 


Jacek Kutzner


 

 

 

Cholerny przyczółek...

 

Walki polskiej 1. Dywizji Pancernej o likwidację

przyczółku Moerdijk 7-9 listopada 1944 roku

 

 

Jeden z pancerniaków polskiej dywizji powiedział mi: „Nie lubiliśmy ich. Zawsze kiedy patrzyliśmy z czołgów jak nadchodzą, nasz dowódca mówił »Zobaczcie hieny idą!« I wie Pan, rzeczywiście… Oni byli tak sprawni w „obracaniu” i przeszukiwaniu niemieckiego truchła, że patrzyło się na to ze zgrozą. Co jakiś tam z ich oddziałków przeszedł, to niemiecki trup czegoś nie miał. Ale wtedy… No wie Pan, po tym Moerdijk zaczęliśmy na nich inaczej patrzeć. Zaczęliśmy ich bardziej szanować. My mieliśmy zawsze do ochrony pancerz, oni nic nie mieli… Choćby przed deszczem... Albo jak szli, wie Pan w listopadzie, po pas w wodzie… Wtedy, na tym cholernym przyczółku strasznie wzięli w dupę… Bez nas nic by nie zrobili… Ale my bez nich też ponieślibyśmy dużo większe straty. Od tego czasu mój szef nigdy nie mówił już na nich hieny…”.

 



W dokumencie „Spostrzeżenia i uwagi z operacji 10. Brygady Kawalerii Pancernej we Francji, Belgii i Holandii” zanotowano: „Po zdobyciu miasta BREDA przez 1. Dyw. Panc. część sił Dywizji miała sforsować rzekę MARK w miejscu gdzie tor kolejowy i szosa biegnąc obok siebie, przecinają tę rzekę, o 7 klm. na PŁC – ZACH. od miasta i łączą BREDĘ, poprzez słynne ze swojej długości mosty MOERDIJK przerzucone nad ujściem rzeki MAAS, z obszaru ROTTERDAM-DODRECHT. Dojście do mostów MOERDIJK, o których wiedziano, że drogowy został zniszczony przez lotnictwo alianckie, a kolejowy jest nadal czynny, stanowiło część operacji, szczególnie trudnej dla dywizji pancernej, w terenie płaskim, podmokłym i poprzecinanym nieskończoną ilością kanałów, rowów i grobli, z których każda przedstawiała przeszkodę prawie nieprzekraczalną przez broń pancerną”. O tym jak udało się osiągnąć coś, co z pozoru wydawało się nieosiągalne opowiada poniższy tekst.

Początek
Wszystko rozpoczęło się 2 listopada pod wieczór. Sztab dywizji wydał wtedy rozkaz nakazujący jej oddziałom sforsowanie o świcie następnego dnia kanału Mark. Ogólne położenie własnych sił przedstawiało się wtedy następująco: po prawej stronie polskiej dywizji, brytyjska 7. Dywizja Pancerna zdołała uchwycić miejscowość Geertruidenberg i kontynuowała działania rozpoznawcze na północ. Z kolei na lewym skrzydle Polaków, po nieudanej próbie forsowania kanału „lizała rany” amerykańska 104. Dywizja Piechoty. Amerykanie mieli wkrótce ponowić próbę, starając się zdobyć miejscowość Zevenbergen. Oddziały nieprzyjaciela przed frontem aliantów wycofały się w większości za rzekę Maas, broniąc jednak zaciekle jedynej drogi wychodzącej z Dordrecht, a umożliwiającej odwrót poprzez trzymanie przyczółku opartego o kanał Oosterhout–Geertruidenberg–kanał Mark–rzeka Mark–kanał płynący przez Zevenbergen. Niemcy bronili się z wykorzystaniem typowych, choć rozbudowanych umocnień polowych. W wydanym tego dnia o godz. 18.00 „Komunikacie Informacyjnym” podano:
„1. NPL zareagował zdecydowanymi natarciami na próby utworzenia przyczółka na odcinku lewego sąsiada i doprowadził do wycofania przeprawionych na drugi brzeg oddziałów. Własny przyczółek w czasie nocy został ściągnięty.
2. Na odcinku prawego sąsiada, który doszedł do GERTRUIDENBERG, dostał się do niewoli oficer operacyjny 256 d.p., przy którym znaleziono rozkazy operacyjne Korpusu. Zachodnia granica tego korpusu sięgała kanału OOSTERHOUT–GERTRUIDENBERG. Z rozkazu wynika, że Korpus tamten wycofuje się za rzekę WAAL.
3. Położenie na odcinku ZACH od wymienionego kanału ma odmienny charakter, gdyż tu NPL ma jedną drogę wycofywania się o niezbyt dużej szerokości. Wycofywanie nie jest ukończone a dojścia do przepraw obramowane jest poważnymi przeszkodami wodnymi. Bok długi to rzeka i kanał Mark, boki krótkie to kanał ROODE, przepływający przez ZEVENBERGEN i kanał OOSTERHOUT–GERTRUIDENBERG.
Nie ulega wątpliwości, że NPL w sensie operacyjnym wycofuje się ale jest też jasnym, że opłaca mu się uczynić wszystko, by napór od PŁD ku jedynej przeprawie powstrzymać, wiążąc i niszcząc siły nieprzyjaciela”.

Opierając się na powyższych informacjach generał Stanisław Maczek zadanie forsowania kanału powierzył 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej, której przydzielił ponadto z 3. Brygady Strzelców batalion strzelców podhalańskich oraz 9. batalion strzelców. Zamiarem dowódcy brygady pułkownika Tadeusza Majewskiego było wykonanie zaskakującego nocnego uderzenia, zdobycie przyczółków i umożliwienie dywizyjnym saperom rozpoczęcie o świcie prac nad budową przepraw. Całość swoich sił Majewski podzielił na sześć zgrupowań. Ich skład i zadania podane zostały w tabeli 1.

3 listopada o godz. 6.00 rano rozpoczęło się natarcie. Podhalanom przerzuconym łodziami szturmowymi na drugi brzeg poszło dość gładko. Godzinę po rozpoczęciu natarcia można było uznać, że „stabilnie usiedli” na przyczółku, a saperzy rozpoczęli budowę mostu (kl. 9.). Gorzej rzeczy się miały na odcinku 9. batalionu strzelców. O godz. 8.30 jego natarcie utknęło. Na drugi brzeg przedostała się jedynie jedna kompania. Sytuację uratowała jednak bardzo skuteczna akcja własnego lotnictwa, które zaatakowało wykryte źródła ognia nieprzyjaciela i umożliwiło przeprawienie w południe dwóch kolejnych kompanii batalionu.Spisali się także saperzy, którzy o godz. 15.00 zakończyli budowę pierwszej przeprawy. Natychmiast przeszły po niej czołgi zgrupowania majora Jana K. Zbroskiego, które wspólnie z dragonami uderzyły na Vrachelen i zdobyły tę miejscowość. O godz. 23.15 saperzy oddali do użytku drugą przeprawę wybudowaną na odcinku batalionu strzelców podhalańskich, która umożliwiła wzmocnienie sił na przyczółku. Działania w tym dniu zakończyły się sukcesem, czego wyrazem była treść kolejnego „Komunikatu informacyjnego”, w którym pisano: „Na odcinku Dywizji forsowanie w dwu miejscach powiodło się mimo gwałtownego przeciwdziałania NPLa ogniem. Były to silne ześrodkowania moździerzy średnich i ciężkich oraz art. ciężkiej. Widziano jedno działo samobieżne. Reakcja ogniowa NPLa była nerwowa. Nasza dywersja na lewym skrzydle wywołała huragan ognia. Zeznania jeńców są zgodne w tem, że działanie Podhalan było dla nich zupełnym zaskoczeniem. Co do 9 B.S. wiadomości są mętne, wydaje się, że coś w rodzaju podejrzenia, że coś się szykuje istniało. Akcja Polaków umożliwiła także dokładniejszą identyfikację sił nieprzyjaciela. W przywołanym wcześniej dokumencie scharakteryzowano je następująco: Kanał MARK na przestrzeni od rzeki MARK do kanału WILHELMINY dzieli się na trzy równe odcinki, obsadzone, licząc od ZACH. przez: 1711 FUSILLIER Bn, Batalion LITZMAN (być może jest to III/731 ze wzmocnieniami) i II/731 wraz z saperami dyw. 711 walczącymi jako piechota w sile około dwu słabych kompanii. Obsada obrony miała bronić się do ostatka”.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 1/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter