Browning 1910: pistolet, który zmienił dzieje świata

LESZEK ERENFEICHT
Skonstruowany przez Johna Mosesa Browninga pistolet FN Modéle 1910 wszedł do historii świata jako „broń, która dwoma strzałami zabiła 28 milionów ludzi” – lecz jego historia bynajmniej nie zakończyła się wraz z Wielką Wojną, którą pomógł wywołać: produkowany był aż do roku 1983!
Pistolety Browninga związane są z historią Fabrique Nationale tak nierozerwalnie, że wielu ludziom wręcz wydaje się, że powstała ona wyłącznie w celu produkcji tych pistoletów, a dalsza część nazwy „d’Armes de Guerre” to tylko ozdoba. Tymczasem to właśnie one były tam ofertą z założenia uboczną, rzec by wręcz można – przypadkową. Firma w Herstal powstała jako konsorcjum fabrykantów broni z okręgu Liège, zawiązane w celu krajowej produkcji karabinu Mausera, który wygrał konkurs belgijskiej armii. Belgia chciała, by poza partią pilotażową zasadnicza część kontraktu była dostarczona przez krajowego wytwórcę. Czego jak czego, ale fabryk broni w okręgu Liége nigdy nie brakowało – tu koncentrował się belgijski przemysł zbrojeniowy już od trzech wieków. Większość tego przemysłu była jednak rozproszona, składały się na nią niewielkie warsztaty – ale nawet potentaci, jak zakłady Henri Piepera, zatrudniające 1000 pracowników, nie były w stanie samodzielnie unieść zadania dostarczenia rządowi 150 tysięcy karabinów w ciągu trzech lat. Do przetargu ogłoszonego 28 sierpnia 1888 roku przez Inspection des Armes de Guerre (Inspektorat Broni Strzeleckiej) armii belgijskiej zgłosili się trzej chętni: firma Auguste Francotte & Cie., oraz dwa kartele małych wytwórców: Manufacture Liégeoise d’Armes á Feu (ML) oraz les Fabricants d’Armes Réunis (FAR), w którym pierwsze skrzypce grał Henri Pieper. Belgijski minister wojny, generał Pontus za nic nie chciał się zgodzić na parcelację kontraktów między dziesiątki małych wytwórców – i miał rację, o czym przekonali się 20 lat później Francuzi, kupujący pistolety w Hiszpanii od ławicy rzemieślniczego planktonu. Produkcja pod jednym dachem zapewniała utrzymanie zamienności części, ujednolicała materiały i metody pracy, zapewniała jednakowy nadzór techniczny na wszystkich etapach – słowem: sprzyjała jakości.
FAR zaczął namawiać konkurentów do wspólnego stworzenia nie kolejnego kartelu, ale nowej, jednolitej firmy. 15 października wobec groźby oddania całości kontraktu za granicę w braku krajowego wytwórcy zdolnego unieść ciężar zadania, pozostali uczestnicy przetargu zgodzili się połączyć siły. Zgoda jednak wciąż wisiała na włosku i choć nowe wcielenie FAR miało teraz 3 miliony franków kapitału, to wciąż było tego za mało, by zbudować od podstaw nową wielką fabrykę – a bez niej nie było mowy o produkcji karabinu. Joseph Janssen i Henri Pieper chcieli rozwiązać sprawę pozyskując do spółki banki, w tym Crédit Général Liégeoise. Ich partnerzy z ML, bracia Leon i Emile Nagant nie chcieli jednak nawet słyszeć o stworzeniu nowego bytu na stałe – owszem, mogli wypożyczyć maszyny i pracowników do produkcji karabinów, ale byli niechętni bezpośrednim inwestycjom kapitałowym. Podobnie na sprawę zapatrywali się inni byli konkurenci, bracia Auguste i Charles Francotte. Ostatecznie kolejne wymuszone przez wojsko porozumienie podzieliło udziały na dwie klasy: 2/3 stanowiły akcje kapitałowe, które wykupili zwolennicy stworzenia nowych zakładów na stałe, a 1/3 akcje zwykłe, które objęło stronnictwo incydentalne. Wyposażenie dla nowej fabryki mieliby wnieść w aporcie nowi udziałowcy, producenci obrabiarek: Pratt & Whitney z Hartford, Connecticut i Ludwig Loewe z Berlina.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 2-3/2015