„Boski Grom” atakuje

 


Krzysztof Zalewski


 

 

 

„Boski Grom” atakuje

 

 

25 października 1944 r. z bazy Mabalacat na Filipinach wystartowała  jednostka Shikishima-butai dowodzona przez kpt. Yukio Seki. Zadaniem pięciu  samolotów myśliwskich uzbrojonych w lotnicze bomby wagomiaru 250 kg był  samobójczy atak na okręty wroga. Nie był to pierwszy atak samobójczej jednostki, lecz tym  razem odniesione sukcesy wykorzystano propagandowo. Kapitan Seki i jego towarzysze  przeszli do historii jako pierwsi kamikaze, lecz zadanie, które przyszło im  wykonać, miała przeprowadzić zupełnie inna jednostka.


 
 


Klęska w bitwie o Mariany (czerwiec 1944 r.) była dla dowództwa Cesarskiej Marynarki Wojennej prawdziwym szokiem. Przygotowywana od ponad roku flota lotniskowców oraz licznie zgromadzone jednostki lotnictwa bazowego poniosły ciężkie straty, nie uzyskując sukcesu. Doskonale zorganizowana amerykańska obrona powietrzna w praktyce uniemożliwiła przeprowadzenie skutecznego ataku. Japońskie formacje lotnicze zostały rozbite daleko przed zespołami amerykańskiej floty, a te którym udało się przebić napotkały intensywny i celny ogień artylerii przeciwlotniczej. W efekcie szanse na przeprowadzenie ataku i przeżycie były znikome. Nie dziwi więc, że dla części japońskich oficerów jedynym skutecznym sposobem dalszego działania były ataki samobójcze, w których piloci mieli rozbijać swe samoloty wraz z ładunkiem bomb o pokłady wrogich okrętów. Pomysły uderzeń samobójczych pojawiały się w japońskiej marynarce wojennej od samego początku wojny. Już podczas planowania ataku na Pearl Harbor padła propozycja zniszczenia atakiem samobójczym sieci przeciwtorpedowych zabezpieczających amerykańskie pancerniki. Później sporadycznie propozycję misji bez powrotu ponawiano. W 1943 r. wiceadm. Kuroshima podczas konferencji na temat dalszej walki, pod wpływem sugestii płynących z jednostek, przedłożył propozycję wykorzystania na szerszą skalę ataków samobójczych. Do pomysłu powrócili dowódca lotniskowca Chiyoda kmdr Eiichiro Iyo i kontradm. Sueo Obayashi, dowódca 3. dywizjonu lotniskowców, w rozmowie z adm. Jisaburo Ozawa dowódcą 1. Floty, przed planowaną bitwą o Mariany. Jednak dopiero poniesiona klęska spowodowała, że pomysł spotkał się z pozytywnym przyjęciem. Początkowo nie zakładano masowego wykorzystania pilotów-samobójców, a jedynie utworzenie elitarnych jednostek ochotników, mających swym poświęceniem umożliwić rozgromienie przeciwnika przez siły konwencjonalne. Według  przeprowadzonych ocen istniejące samoloty z maksymalnym ładunkiem bomb nie były wstanie zatopić dużego okrętu wroga (pancernika, lotniskowca), a samobójczy atak wiązał się ze stratą deficytowego samolotu i pilota, którego szkolenie było długotrwałe. Z tego powodu postanowiono dla ataków kamikaze opracować nową konstrukcję lotniczą, a pilotów rekrutować wśród ostatnich roczników szkół lotniczych. W nową koncepcję doskonale wpisała się propozycja ppor. Mitsuo Otha z 405. Grupy Powietrznej, który postulował budowę prostego samolotu z napędem rakietowym, przenoszonego w rejon działań bojowych przez samolot bombowy G4M2. Projekt w sierpniu 1944 r. skierowano do realizacji pod kryptonimem „Maru-Dai”, powstała w ten sposób rakietowa bomba samobójcza Kugisho MXY7 Ohka (Kwiat wiśni). 13 września 1944 r. w Marynarce Wojennej powołano Dowództwo Ataków Specjalnych na czele którego stanął adm. Sentaro Omori. W skład dowództwa weszło siedmiu oficerów ze Sztabu Generalnego Marynarki oraz osiemnastu z Ministerstwa Marynarki. Zadaniem dowództwa była koordynacja działań zmierzających do przygotowania ataków samobójczych. Obok prac nad pilotowanymi latającymi bombami Ohka zajmowano się również samobójczymi okrętami podwodnymi Katien, motorówkami Shinyo oraz nurkami-samobójcami Fukuryu. Ogłoszono także nabór do jednostek „Broni Ocalenia Narodowego” (Kyukoko heiki). Nowa broń miała zostać użyta w kolejnej decydującej bitwie – Operacji „Sho”. Opracowano trzy warianty operacji zakładające amerykański atak na Filipiny, Formozę (Tajwan) oraz Wyspy Kurylskie. Jednostce lotników-samobójców miały w udziale przypaść ataki na okręty przeciwnika, ze szczególnym uwzględnieniem lotniskowców. Zakładano, że precyzyjny atak pilota pilota-samobójcy o ile nie zatopi lotniskowca, to z pewnością wyłączy z użytku jego pokład lotniczy, a to już było dużo. Wywalczenie przewagi w powietrzu dla Operacji „Sho” było zadaniem kluczowym, gdyż tym razem decydujący cios miały zadać ciężkie okręty nawodne w starciu artyleryjskim. Z tego powodu poświęcenie grupy lotników-samobójców uznano za szczególnie uzasadnione.

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo Numer Specjalny 11

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter