Bitwy pod Barfleur i pod La Hogue

 


Piotr Olender


 

 



Bitwy pod Barfleur i pod La Hogue

 

 


Jak pisaliśmy w poprzednim numerze, kampania morska 1690 roku zakończyła się dla Francuzów sukcesem taktycznym w postaci zwycięskiej bitwy pod Bévéziers, nie został on jednak wykorzystany i w ostatecznym rozrachunku, w skali strategicznej, ponieśli oni porażkę. Koniec roku przyniósł Francuzom jeszcze jedną stratę w postaci śmierci ministra marynarki de Saigneley’a. Co prawda nie był on postacią dorównującą swemu słynnemu ojcu, jednak trzeba przyznać, że rozumiał potrzeby floty i starał się je zaspakajać.

 

 
Jego pozycja na dworze była zaś na tyle silna, że stanowił równowagę dla wpływowego ministra wojny Lavoise’a (co nie było bez znaczenia). Po nim ministerstwo marynarki objął Phélypeaux de Pontchartrain, prawnik i finansista, niezły organizator, równocześnie jednak osoba zupełnie nie rozumiejąca specyfiki działań morskich. W rezultacie tych zmian kampania roku 1691 upłynęła głównie na działaniach krążowniczych. Tourville, mając 69 liniowców, opuścił Brest pod koniec czerwca, starając się przechwycić wielki konwój smyrneński. Ten jednak, zamiast wprost na wody kanału La Manche, popłynął ku wybrzeżom Irlandii, dzięki czemu udało mu się uniknąć spotkania z flotą francuską. Na pocieszenie Tourville przechwycił jedynie mniejszy konwój płynący z Jamajki i pod koniec sierpnia musiał powrócić do Brestu aby uzupełnić zapasy. Jego wypad nie przyniósł więc oczekiwanych sukcesów, z drugiej jednak strony trzeba przyznać, że francuski admirał zręcznie związał liczącą 90 liniowców flotę angielsko-holenderską, która najpierw zaangażowała się w osłonę konwoju smyrneńskiego, później zaś musiała osłaniać wybrzeże angielskie przed ewentualnym atakiem nieprzyjaciela. Tym samym Francuzi uniemożliwili przeciwnikowi atak na własne wybrzeże, na dodatek zaś działania sił głównych Tourville’a ułatwiły operacje francuskich korsarzy, którzy w tym czasie odnieśli sporo sukcesów. Tymczasem jednak w Irlandii w październiku kapitulowało Limerick – ostatnia twierdza na „szmaragdowej wyspie” znajdująca się w rękach jakobitów – w rezultacie czego powstanie na wyspie upadło. Wydarzenie to nie zniechęciło Ludwika XIV do podjęcia kolejnej próby ułatwienia Jakubowi II odzyskania tronu. Tym bardziej, że pomimo klęski w Irlandii zachował on jeszcze sporo zwolenników w Anglii i Szkocji, którzy w przypadku jego pojawienia się na wyspie gotowi byli podjąć walkę przeciw Wilhelmowi III. Pomimo więc zaangażowania Francji na wielu frontach, wydzielony został silny, 30-tysięczny korpus wojska, który miał wesprzeć Jakuba II Stuarta. Biorąc pod uwagę praktyczne ogołocenie Anglii z poważniejszych sił zbrojnych (większość oddziałów albo przebywała w Irlandii, albo walczyła na kontynencie) ów 30-tysięczny korpus (skoncentrowany w rejonie Hawru i La Hogue) nad którym dowództwo objął marszałek Bernardin Gigault markiz de Bellefonds, był aż nadto wystarczający do opanowania Londynu, tym bardziej, że wesprzeć go przecież mieli wciąż jeszcze dość liczni jakobici.

Operacja Lew Morski A.D. 1692
Przerzucenie owej armii do Anglii stać się miało głównym zadaniem francuskiej floty w nadchodzącej kampanii roku 1692. Jego realizację utrudniały jednak decyzje podjęte wcześniej przez Pontchartraina – rozdzielenie sił głównych na dwie eskadry z których większa, pod dowództwem samego Tourville’a, bazowała w Breście, druga zaś, pod dowództwem Villette-Mursaya, w Rochefort. Ponadto, po przyłączeniu się na początku 1691 roku do koalicji antyfrancuskiej Piemontu, na Morze Śródziemne wysłano eskadrę wadm. Jeana d’Estréesa (13 liniowców), która choć skutecznie wsparła walczące na tam wojska marszałka Catinata, to jednak jej nieobecność znacznie osłabiła francuskie siły na głównym teatrze działań jakim był kanał La Manche. Sformułowany przez Pontchartraina plan działań przewidywał szybką mobilizację floty po zimowej przerwie i rozpoczęcie działań, zanim Anglicy i Holendrzy zdołają połączyć swe siły. Zakładano przy tym koncentrację wszystkich okrętów, także eskadry Villette- Mursaya i d’Estréesa w Breście, co oddałoby pod dowództwo Tourville’a siły zbliżone liczebnie do sił przeciwnika. Dysponując nimi, francuski admirał miał przerzucić przez kanał korpus marszałka Bellefondsa wraz z Jakubem II, a następnie stawić czoła flocie angielskoholenderskiej, która zapewne zdołałaby się już wówczas połączyć i podjęłaby próbę odzyskania panowania na morzu. Plan ten, pomijając ryzyko, jakie stwarzał zamiar przerzucenia na wrogie terytorium armii bez uprzedniego wyeliminowania morskich sił przeciwnika, był zdecydowanie nazbyt optymistyczny. Przede wszystkim nie uwzględniał on wszystkich problemów (głównie natury meteorologicznej i logistycznej) z którymi musieli zmierzyć się Villette-Mursay i d’Estrées, chcąc połączyć się w odpowiednim czasie z Tourville`em w Breście. Co więcej, w Breście nie zgromadzono dostatecznej ilości wyposażenia dla całej floty, wiele okrętów zaś posiadało zdekompletowane załogi wymagające uzupełnienia. Z wszystkich tych problemów doskonale zdawał sobie sprawę Tourville`a, jego uwagi nie zostały jednak uwzględnione przez niechętnego mu Pontchartraina, który na dodatek uzyskał dla swych planów akceptację króla. W rezultacie, jedyne co udało się osiągnąć francuskiemu admirałowi, to odwlec wyjście w morze (początkowo miał to uczynić 25 kwietnia), co pozwoliło eskadrze Villette-Murseya dołączyć do sił głównych 12 maja. Francuskie okręty nadal jednak cierpiały na brak wyposażenia i załóg, co uniemożliwiało wprowadzenie do służby wszystkich liniowców, jakie znajdowały się w tym czasie w Breście. Pomimo tego, Pontchartrain wysłał w połowie maja do Tourville´a stanowczy rozkaz w którym domagał się od niego natychmiastowego wyjścia w morze i stoczenia z przeciwnikiem bitwy bez względu na stosunek sił. Co więcej, w rozkazie tym wręcz kwestionował odwagę francuskiego admirała (!), przy czym rozkaz opatrzony został odręczną notatką samego Ludwika XIV o treści „Rozkaz ten wyraża naszą wolę i chcę, aby został dokładnie wykonany”. Po czymś takim Tourville’owi nie pozostało już nic innego, tylko 26 maja opuścić Brest z tymi okrętami, które w danym momencie były gotowe do żeglugi – czyli z 44 liniowcami (20 okrętów z brakami w wyposażeniu i zdekompletowanymi załogami pozostało w porcie).

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 12/2008

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter