Bitwa o Arktykę

 


Robert Czulda


 

 

 

Bitwa o Arktykę

 

 

Potężne rezerwy gazu ziemnego i ropy naftowej w Arktyce przyczyniają się do eskalacji politycznej i militarnej rywalizacji w regionie. Powodem wzrostu zainteresowania szeregu państw tym niepozornym i nieprzyjaznym rejonem naszego globu są olbrzymie pokłady surowców.

 


Biegun północny, mający charakter międzynarodowy, kryć może nawet 1/5 światowych zapasów ropy naftowej i 1/3 rezerw gazu ziemnego. To także wielki magazyn innych cennych surowców, w tym: złota, srebra, miedzi, platyny, cyny, diamentów, cynku. Ilustracją bogactwa jest wykorzystywane od dawna pole naftowe w Zatoce Prudhoe na odległej Alasce, które w latach 1977–2004 dostarczyło 25% amerykańskiej produkcji tego surowca. To właśnie z Dalekiej Północny większość surowców czerpie Rosja. Nic więc dziwnego, że w tym zimnym El Dorado coraz chętniej prowadzą interesy wielkie firmy. Brytyjsko-holenderski Shell zainwestował już 2 miliardy dolarów w arktyczne pola na odwierty, a wielonarodowy BP miliard dolarów. Regionem aktywnie interesują się takie firmy, jak: norweski StatoilHydro czy włoski ENI. Powstał już, wart 16 miliardów dolarów, projekt budowy rurociągu do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Drugi istotny powód rosnącego zainteresowania to transport. To właśnie przez Arktykę przebiegają dwa szlaki żeglugi. Pierwszy to Przejście Północno-Wschodnie, łączące Europę z Pacyfikiem, biegnące między innymi przez Morze Barentsa i Cieśninę Beringa. Szlak ten znacząco skraca transport towarów, podobnie, jak tak zwane Przejście Północno–Zachodnie, będące drogą morską z Europy do wschodniej Azji przez wody Archipelagu Arktycznego. Za sprawą lodołamaczy żegluga jest możliwa, ale tylko przez krótką część roku. Jeśli dojdzie do ocieplenia klimatu, to szlaki mogą stać się otwarte cały rok, co sprawi, że towary będą w skali całego globu transportowane dużo szybciej. Dla przykładu, skorzystanie z Przejścia Północno-Wschodniego, zamiast z Kanału Sueskiego, skróci podróż z Norwegii do Japonii niemal o dwa tygodnie. Wybór trasy będzie więc oczywisty.

Wzrost aktywności militarnej
Arktyka nigdy nie była wolna od wpływu wojskowych. W czasie zimnej wojny w tym rejonie często pojawiały się amerykańskie i sowieckie okręty podwodne. Co więcej, w razie wybuchu wojny to właśnie nad Arktyką miały przelatywać bombowce strategiczne i rakiety balistyczne. Nic więc dziwnego, że obszar ten jest ciągle bacznie monitorowany za pośrednictwem systemów wczesnego ostrzegania przed atakiem rakietowym. Jeden z nich – amerykański radar AN/FPS-120 – znajduje się w Thule na Grenlandii. Niemniej jednak aktywność militarna po zakończeniu zimnej wojny została ograniczona niemal do zera. Teraz jednak jesteśmy świadkami reaktywacji – w coraz większym stopniu region jest znów postrzegany w kategoriach militarnej rywalizacji, przede wszystkim sił morskich. Już kilka lat temu ówczesny sekretarz generalny NATO, Jaap de Hoop Scheffer, ostrzegł, że klimatyczne zmiany na obszarze bieguna północnego mogą nawet wymusić rozmieszczenie tam sił Sojuszu. „Jestem ostatnim, który oczekiwałby konfliktu zbrojnego” – stwierdził wówczas – „ale któregoś dnia w Arktyce znajdą się żołnierze”. Jednocześnie zaapelował o intensyfikację współpracy w tej sprawie. Istnieje poważna obawa, że rywalizacja o bogactwa wywoła w przyszłości konflikt, który może poważnie naruszyć strukturę NATO, co miałoby wpływ na bezpieczeństwo Polski. Kontrolę nad złożami chcą bowiem przejąć nie tylko takie państwa jak Rosja i Chiny, ale także pozostające w strukturach NATO Stany Zjednoczone, Kanada, Norwegia oraz Dania. Spór ma, póki co, charakter prawny i geologiczny. Rosja, Dania i Kanada starają się dowieść, że tak zwany Grzbiet Łomonosowa na dnie Oceanu Arktycznego stanowi przedłużenie ich szelfów kontynentalnych. Jest to o tyle ważne, że zgodnie z konwencją z 1982 roku każdy kraj może wydłużyć obszar własnej wyłącznej strefy ekonomicznej powyżej 200 mil morskich jeśli udowodni, że dno morskie stanowi przedłużenie kontynentu. Każdy z zainteresowanych krajów przedstawił dowody, że grzbiet należy do niego. Czas jednak ucieka – państwa mają tylko 10 lat od momentu ratyfikowania konwencji o prawie morza na złożenie naukowych danych do ONZ.

W ostatnich latach wiele państw zintensyfikowało swoją politykę w rejonie Arktyki. Dotyczy to na przykład Rosji, dysponującej największą flotą lodołamaczy na świecie (18 w służbie, w tym 7 atomowych, planowanych 14 do 2020 roku). Rosja już wznowiła wykorzystywanie bazy w odległym Nagurskoje, przygotowuje rozbudowę portu w Murmańsku, a prezydent Dmitrij Miedwiediew stwierdził, że Arktyka powinna stać się główną bazą surowcową Rosji. W 2007 roku zorganizowano wyprawę Artura Czilingarowa, który umieścił flagę rosyjską na biegunie północnym. „Nie zamierzamy my oddawać naszej Arktyki nikomu” – przestrzegł Czilingarow, rosyjski polarnik i parlamentarzysta. Rosjanie zwiększają swoją obecność w regionie wysyłając okręty i przeprowadzając regularnie ćwiczenia lotnicze. Rosyjskie jednostki pierwszy raz od czasu zimnej wojny zapędzają się w pobliże Archipelagu Svalbard, należącego do Norwegii (Rosja nie uznaje 200-milowej wyłącznej strefy ekonomicznej Norwegii w rejonie Spitsbergenu). Tuż po propagandowej wyprawie Czilingarowa wznowiono patrole lotnicze nad Oceanem Arktycznym. W rejonie zaobserwowano samoloty Tu-95MS, Tu-160, Tu-142 i Tu-22M3. Od 2007 roku rosyjskie bombowce 18-krotnie weszły w amerykańską strefę identyfikacji (ADIZ – Air Defense Identification Zone), czego nie robiono od czasów zimnej wojny. W 2009 roku doszło do incydentu, kiedy to w pobliżu kanadyjskiej przestrzeni powietrznej w rejonie Arktyki przechwycono dwa rosyjskie bombowce – zaledwie dzień przed wizytą w Ottawie prezydenta Baracka Obamy. Później, tuż przy kanadyjskiej granicy, wykryto dwa okręty podwodne projektu 971B. Raptem kilka tygodni później Moskwa opublikowała oficjalny dokument ostrzegający przed militaryzacją Arktyki i wzywający do stworzenia nowej jednostki do „ochrony rosyjskich interesów” w tym regionie. Miałaby ona „zapewniać bezpieczeństwo militarne w różnych sytuacjach wojskowo-politycznych”. Istnieją informacje, według których już w 2004 roku generał Nikołaj Patruszew, zaufany człowiek Putina i ówczesny szef FSB, obecny sekretarz rosyjskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa, utworzył w FSB specjalny wydział ds. Arktyki. W 2008 roku generał Władimir Szamanow, ówczesny szef dyrektoriatu szkolenia w Ministerstwie Obrony stwierdził, że rozpoczęto tworzenie planów powołania specjalnej jednostki o wysokiej mobilności do prowadzenia bojowych operacji w rejonie Arktyki. Do takich działań miały być również gotowe siły z okręgów wojskowych: leningradzkiego, syberyjskiego i dalekowschodniego (później dokonano restrukturyzacji okręgów tworząc cztery: zachodni, wschodni, centralny i wschodni). Oficjalny powód to reakcja na amerykańskie ćwiczenia z 2008 roku na Alasce, w których udział wzięło 5000 żołnierzy. Mówi się nieoficjalnie, że jednostka – która miałaby osiągnąć gotowość operacyjną w 2016 roku – będzie wyposażona w lodołamacze. Istnieje też pomysł powołania wojskowego dystryktu arktycznego, a także utworzenie w Akademii Wojskowej w Riazaniu specjalności arktycznej.


Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 3/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter