Bitwa o Szwajcarię 1940


Marcin Strembski


 

 

 

 

Bitwa o Szwajcarię 1940

 

 

 

Niewielkie alpejskie państwo, zwane oficjalnie Konfederacją Szwajcarską, przed II wojną światową uchodziło za oazę spokoju i bezpieczeństwa. W tym czasie Szwajcaria była miejscem dla wielu inicjatyw humanitarnych oraz stanowiła siedzibę dla międzynarodowych organizacji, takich jak Liga Narodów czy Międzynarodowy Ruch Czerwonego Krzyża. Kilkusetletnia tradycja neutralności miała być gwarancją, że nikt nie będzie zagrażał temu zamieszkiwanemu przez pokojowo usposobioną ludność krajowi. Czy zatem Szwajcarzy mieli powody, by czuć się zagrożeni? Na to pytanie wypada odpowiedzieć twierdząco.

 

Po wyniesieniu do władzy Adolfa Hitlera, wśród nastawionych narodowosocjalistycznie Niemców był popularny pogląd, że wszystkie narody niemieckojęzyczne powinny zostać zjednoczone pod jednym przywództwem i w ramach jednego państwa – III Rzeszy. Poglądów tych nie podzielali ceniący swoją niezależność Helweci. Działająca w Szwajcarii partia nazistowska nie znalazła uznania w ich oczach i została szybko zepchnięta na margines polityki. Odpadł więc pokojowy scenariusz austriackiego anschlussu. Oprócz przyczyn ideologicznych były też powody praktyczne. Odwieczny wróg Niemiec, Francja, wybudowała na swej granicy ogromną ilość fortyfikacji zwanych Linią Maginota. Linia ta ciągnęła się z różną gęstością od Belgii na północy aż po Szwajcarię i Włochy na południu. Pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku umocnienia na granicy z neutralną Szwajcarią i Belgią były wyraźnie słabsze. Właśnie na tych kierunkach koncentrowała się uwaga niemieckiego sztabu generalnego podczas planowania inwazji na Francję.

W Paryżu zdawano sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa i w latach 1938-39 zarówno Belgii jak i Szwajcarii proponowano nawiązanie współpracy wojskowej. Sojusz, oczywiście tajny, miałby charakter czysto obronny i oprócz ewidentnych korzyści dla Francji byłby jednocześnie gwarancją niepodległości obu państw. W przeciwieństwie do Brukseli, rząd w Bernie gotów był złamać (będące w tym kraju niemal świętością) zasady neutralności i przyjąć pomoc obcych wojsk w celu zapewnienia sobie suwerenności. W razie podpisania paktu stawiałby, wielokrotnie pomawianych o progermańskie sympatie Helwetów, w grupie państw alianckich. Rozmowy, mające przygotować grunt pod przyszły pakt wojskowy, trwały do pierwszych dni maja 1940 r. Chociaż pakt nie został sformalizowany to techniczne decyzje już zapadły i w rejonie wyżyny Gempen trwały gorączkowe przygotowania do przyjęcia francuskiego VII Korpusu (VIIe Corps d’Armée).

Plany, a możliwości…
Niezależnie od rezultatów rozmów z Francuzami, Szwajcarzy musieli przede wszystkim liczyć na siebie. Szwajcarska Armia (Schweizerische Armee) po mobilizacji składała się z 6 dywizji piechoty, 3 dywizji górskich, 9 brygad granicznych, 3 brygad lekkich i 3 brygad górskich – łącznie 430 tys. żołnierzy. Przy braku liczących się wojsk pancernych (ok. 30 lekkich czołgów) armia miała charakter wybitnie defensywny. Głównodowodzący General Henri Guisan swoją nadzieję w stawieniu skutecznego oporu pokładał w umiejętnym wykorzystaniu trudnego, górskiego terenu i w rozbudowanych fortyfikacjach. Nie była to jeszcze słynna koncepcja Reduty Narodowej. Na razie obowiązywała idea twardej obrony na wyżynnej części Szwajcarii w oparciu o umocnienia tzw. Limmatstellung.

W tych planach Wojska Lotnicze (Fliegertruppe) miały zapewnić własnym oddziałom osłonę z powietrza oraz bezpośrednie wsparcie taktyczne na polu bitwy. Ważnym zadaniem, ze względu na morale społeczeństwa, była także ochrona ludności cywilnej przed nalotami. Tyle teorii. W praktyce Fliegertruppe przypadła znacznie donioślejsza rola, do której nigdy nie była przygotowywana. Miała stać się narzędziem w uprawianiu międzynarodowej polityki. Za pomocą lotnictwa trzeba było pokazać światu, że spokojni na co dzień Szwajcarzy posiadają determinację do stawienia oporu na wypadek niemieckiego najazdu…

W celu realizacji powyższych zadań 30 sierpnia 1939 r. szwajcarskie lotnictwo było w stanie zmobilizować 21 eskadr lotniczych (Fliegerkompanie) i 7 eskadr obrony krajowej (Landsturm Fliegerkompanie). Ale nawet te szczupłe siły wkrótce musiały ulec dalszej redukcji, gdyż z powodu przeprowadzanej właśnie reorganizacji w samoloty zdołano wyposażyć jedynie 16 Fliegerkompanien. Pozostałe eskadry (5 pierwszoliniowych i 7 obrony krajowej) wkrótce po mobilizacji musiały ulec rozwiązaniu. Personel lotnictwa liczył sobie łącznie 2340 oficerów i żołnierzy, w tym około 280 pilotów i obserwatorów.

W dniu mobilizacji szwajcarskie lotnictwo dysponowało 96 myśliwcami i 121 maszynami bomboworozpoznawczymi. Stopień nowoczesności samolotów był skrajnie różny. Właśnie następowała wymiana pokoleniowa sprzętu, toteż obok bardzo nowoczesnych myśliwców Bf 109E wciąż jeszcze występowały Dewoitine D.27. Te ostatnie reprezentowały sobą poziom techniczny z początku dekady i w powszechnym mniemaniu nie powinny brać już udziału w walkach. Całość inwentarza myśliwskiego dopełniały względne dobre acz nieliczne Bf 109D. Podstawę lotnictwa bombowo-rozpoznawczego stanowiły kalendarzowo młode, choć niezbyt nowoczesne dwupłaty C-35 oraz kończące swą liniową karierę Fokkery CV-E.

Ogólna sprawność samolotów także pozostawiała wiele do życzenia. Na 30 świeżo zakupionych w Niemczech Bf 109E dwa zostały do tej pory utracone w wypadkach a w pełni uzbrojonych było zaledwie dwanaście. Niewiele lepiej było z Bf 109D – na 10 posiadanych egzemplarzy tego typu w gotowości pozostawało sześć maszyn. Jeśli chodzi o wiekowe D.27, to Fliegertruppe dysponowała wówczas 58 takimi samolotami. Znaczna część Dewoitine’ów była mocno zużyta i do służby liniowej nadawało się najwyżej 35. Z uwagi na ograniczone możliwości bojowe skierowano je do zadań szturmowych. Wejście do służby rodzimych C-35 także nie obyło się bez kłopotów. Co prawa jednostki liniowe przejęły już 53 z 77 świeżo wyprodukowanych maszyn, ale większość z nich borykała się z „chorobami wieku dziecięcego” oraz istotnymi brakami w wyposażeniu. Z tego powodu chwilowo wstrzymano przezbrajanie trzech eskadr, gdzie użytkowano jeszcze 27 Fokkerów CV. Poza tym powszechną bolączką szwajcarskiego lotnictwa były braki w łączności. Tylko nieliczne samoloty posiadały sprzęt radiowy, a mnogość typów radiostacji, o różnych zakresach częstotliwości, powodowała dodatkowe kłopoty z przepływem informacji. W tej sytuacji starano się, aby przynajmniej samolot dowódcy formacji był wyposażony w radio.

Na szczęście były perspektywy na szybką poprawę. Jesienią 1939 r. rozpoczęły się dostawy kolejnych 50 sztuk Bf 109E, a szwajcarskie fabryki wkrótce miały opuścić licencyjne Morane-Saulnier MS.406. Te ostatnie, produkowane pod lokalnym oznaczeniem D-3800, nie stanowiły co prawda ostatniego krzyku techniki, ale uniezależniały Szwajcarię od importu. Chwilowo jednak trzeba było sobie radzić z tym, co było dostępne.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 12/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter