Bechowiec

 


Leszek Erenfeicht, Piotr G. Krajewski


 

Bechowiec

 

zapomniany polski peem

 

Cytat ze „Wsi” Stanisława Jachowicza (często przypisywany też Wincentemu Polowi) „Cudze chwalicie, swego nie znacie”, jest wyświechtany jak chyba żaden inny w naszej literaturze – może poza „koniem, jaki jest” księdza Chmielowskiego. Nadal jednak nie stracił na aktualności – i to także na naszym, bronioznawczym podwórku. Ilu z was, Drodzy Czytelnicy, słyszało o polskim pistolecie maszynowym strzelającym z zamka zamkniętego z kurkowym mechanizmem uderzeniowym na ćwierć wieku przed HK MP5? A ilu z was wie, że jego twórcą (i dodajmy – seryjnym producentem!) był syn wiejskiego kowala z Kieleckiego?

 

 
 



W Henryku Strąpociu z Czerwonej Góry-Podlesia w Kieleckiem talent konstruktorski odezwał się młodo. Jego talent zdecydowanie ukierowany był na produkcję samodziałowej broni palnej, przez co szybko doczekał się kłopotów. No cóż, zarówno wtedy, jak i teraz, „posiadanie lub wytwarzanie broni palnej lub amunicji bez wymaganego zezwolenia” stanowiło przestępstwo, toteż zamiłowania młodego czerwonogórskiego kowala szybko pozostawiły po sobie urzędowy ślad. Już w 1936 roku, w zaledwie piętnastej wiośnie życia, Henryk stworzył swój pierwszy, całkowicie samodzielnie zaprojektowany i wykonany pistolet samopowtarzalny kalibru 7,65 mm, inspirowany rozwiązaniami FN M1900, którego pokazał mu krewny, Franciszek Mikla. Młody twórca mimo zakończenia edukacji na szóstej klasie szkoły powszechnej (w domu się nie przelewało, zwłaszcza po śmierci ojca) miał talent i potrafi ł nie tylko pracować w metalu, ale odtworzyć z pamięci dość skomplikowany mechanizm. Gdyby pozostał sam na sam ze swym sukcesem, pewnie nikt by nawet o nim nie usłyszał. Dumny z osiągnięcia poszedł się nim jednak podzielić z kierownikiem szkoły w Ruszkowie, Janem Gryźniakiem, który zachęcał go wcześniej do nauki i chwalił poprzednie dokonania. Tym razem nauczyciel był nieco skonfundowany, bo uczeń przyniósł mu – było, nie było – namacalny dowód popełnienia przestępstwa. Pistolet został skonfi skowany, ale belfer napisał do władz powiatowych list, opisujący historię życia i chwalący zdolności wiejskiego samouka. Niestety, przedwojenne władze były równie niechętne tego typu inicjatywom, co dziś i zamiast pomocy, możliwości kształcenia się, czy choćby zatrudnienia w rozw?ającym się w okolicy wielkim zagłębiu zbrojeniowym Centralnego Okręgu Przemysłowego – do obejścia Strąpociów zawitała policja. Były to jeszcze czasy zanim władza ludowa wpoiła stróżom prawa do dziś głęboko w nich zakorzenione przekonanie, że samo istnienie wszelkiej broni – legalnej czy nie – zagraża dyktaturze proletariatu, skończyło się więc ostrą naganą i zapowiedzią „kryminału” w razie recydywy. Rozmowa ostrzegawcza mimo wsparcia pasem na cztery litery nie zdała się na wiele – jeśli nie liczyć tego, że z następnymi swymi wyrobami Strąpoć lepiej się ukrywał. Do wybuchu wojny powstały jeszcze trzy inne pistolety (jeden z nich, kalibru 6,35 mm jest dziś eksponatem Muzeum Wojska Polskiego) i nawet rewolwer. Ten ostatni uległ rozerwaniu w czasie próby funkcjonowania z powodu niewłaściwej elaboracji nabojów – na szczęście obyło się bez większych obrażeń.


WOJNA
Przed wojną rodzina Strąpociów nie cieszyła się wielką estymą wśród sąsiadów z uwagi na przynależność do kościoła polskokatolickiego i zaangażowanie w działalność uznawanego za wichrzycielskie antysanacyjnego Stronnictwa Ludowego. Sam Henryk Strąpoć, osiągnąwszy pełnoletniość przystąpił wiosną 1939 roku do młodzieżówki SL, Związku MłodzieMłodzieży Wiejskiej Rzeczpospolitej Polskiej. Za okupacji młodzież z ruchu ludowego wstępowała początkowo do ZWZ, ale przedwojenne konfl ikty spowodowały w sierpniu 1940 roku odejście ludowców i powołanie własnych struktur wojskowych, Chłopskiej Straży (Chłostry), przeistoczonej wiosną 1941 roku w Bataliony Chłopskie (BCh). Zanim do tego doszło, w Różkowie członkowie okolicznych komórek ZMW RP zawiązali własną podziemną organizację zbrojną, Straż Samorządową. W sytuacji głodu broni talenty najmłodszego Strąpocia nagle stały się na wagę złota. Henryk został zaprzysiężony, przybrał pseudonim „Mewa” i objął obowiązki zbrojmistrza oddziału. Skrót nazwy Straż Samorządowa źle się kojarzył, więc wkrótce zmieniła ona nazwę na Ludowa Straż Bezpieczeństwa, a niedługo potem weszła – z zachowaniem odrębności – w skład BCh. Strąpoć wreszcie mógł się zająć tym, co lubił: rusznikarstwem. Po dwóch latach produkcji granatów z piast kół furmanek, dorabiania ułamanych osi i zaczepów, czyszczenia broni wykopywanej z kapitulacyjnych schowków i przewiercania rewolwerów do strzelania bardziej dostępną amunicją, jesienią 1942 roku Strąpoć dostał szansę pokazać zdolności konstrukcyjne i zbudować pistolet maszynowy dla swojego oddziału.

Ciąg dalszy w numerze


 

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter