Amerykańskie krążowniki o napędzie atomowym, część 5

Amerykańskie krążowniki o napędzie atomowym, część 5

Sławomir J. Lipiecki

 

Cztery jednostki typu Virginia zamykają jak na razie historię amerykańskich krążowników rakietowych o napędzie atomowym. Były najliczniejszymi reprezentantami w swojej klasie w US Navy. Pierwotnie projektowano je jako okręty eskortowe klasy DLGN (tak jak typ California i poprzednie), jednak z uwagi na zmiany w klasyfikacji z chwilą wejścia do służby od razu otrzymały sygnatury CGN.

Jednostki te wykorzystywano operacyjnie do połowy lat 90. XX w., czyli bardzo krótko, bo zaledwie 10–15 lat. Jako oficjalną przyczynę ich wycofania zwykle podaje się koszt eksploatacji napędu jądrowego, co jest absolutną bzdurą. Okręty o napędzie atomowym budowane są do dziś, i to coraz bardziej masowo. W rzeczywistości szybkie odstawienie do rezerwy typu Virginia (a następnie kolejnych CGN) wiązało się z utopijną polityką tzw. pokoju za wszelką cenę (ang. peace dividend), będącego niczym więcej niż pustym frazesem, nagminnie głoszonym przez ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a H.W. Busha (a następnie również Billa Clintona) oraz premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Zatrzymanie szeregu kluczowych programów morskich w połączeniu z wycofaniem znacznej liczby okrętów strategicznych i uderzeniowych w praktyce tylko osłabiło Sojusz Północnoatlantycki, a samych zainteresowanych wpędziło w poważne kłopoty finansowe.

Dla przykładu – tylko skasowanie programu Submarine for the 21st Century (SSN‑21) i ograniczenie go do budowy zaledwie trzech jednostek typu Seawolf kosztowało amerykańskiego podatnika wiele miliardow dolarów, a powstałe okręty dzierżą obecnie niezbyt chlubny rekord najdroższych okrętów podwodnych w historii. Łączny koszt projektu i budowy pierwszych trzech Seawolfów sięgnął bowiem niemal 16 mld USD (średnio po 5,3 mld USD na okręt). Co istotne, gdy sporządzano tę wycenę, żaden z nich nie osiągnął jeszcze zakładanej gotowości bojowej, a więc nie był to koszt ostateczny. Nagle okazało się więc, że pojedynczy SSN-21 jest wart niemal tyle, co w pełni wyposażony lotniskowiec z napędem nuklearnym typu Nimitz. To ledwie wierzchołek góry lodowej w kontekście całej US Navy, czego skutki – niestety – odczuwalne są po dziś dzień.

Virginia – ostatni typ CGN

Projekt kolejnego typu jednostek omawianej klasy był rozwinięciem dokumentacji, na podstawie której powstały dwa krążowniku typu California. Wykorzystując środki pozostałe z budowy USS South Carolina (CGN-37) oraz lukę finansową, pozwalającą skorzystać z części funduszy przeznaczonych na badania nad kolejną generacją okrętów eskortowych (DX/DXG), udało się autoryzować kolejny krążownik (na tym etapie wciąż jeszcze klasyfikowany jako DLGN). Podczas debat w Kongresie niczym bumerang powróciły argumenty potwierdzone jeszcze w latach 60. XX w. na temat zalet nuklearnej grupy bojowej, skupionej wokół nowych lotniskowców, takich jak USS Enterprise czy dużo późniejszy USS Nimitz. Optowano przy tym, by jednostki te były eskortowane przynajmniej przez dwa okręty o napędzie nuklearnym. Co ciekawe, jeszcze 3 lutego 1967 r. adm. Hyman George Rickover (dyrektor Naval Reactors działającego przy NAVSEA, czyli dawnym Bureau of Ships) posunął się w swoich opiniach jeszcze dalej, dowodząc (po wcześniej dokonanych analizach), że lotniskowcowa grupa bojowa CSG (Carrier Strike Group) powinna być budowana wyłącznie wokół okrętów (zarówno nawodnych, jak i podwodnych) o napędzie jądrowym. Wyniki tych analiz trafiły na podatny grunt za pośrednictwem ówczesnego sekretarza Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, którym był Paul H. Nitze. Mimo to, z uwagi na wojnę w Wietnamie, temat utknął na dłuższy czas w martwym punkcie (o czym wspominaliśmy w poprzedniej części cyklu). Gdy wreszcie na przełomie lat 1969–1970 autoryzowano dwa okręty typu California, niejako z automatu udało się przeforsować także trzeci, który miał powstać dzięki wspomnianym wcześniej oszczędnościom. W jego przypadku miało jednak dojść do pewnych zmian w projekcie wykonawczym, co w konsekwencji doprowadziło do powstania osobnej konstrukcji, czyli przyszłego USS Virginia (DLGN/CGN-38).

Budowę okrętu autoryzowano 21 grudnia 1971 r. Wykonawcą miała być stocznia Newport News Shipbuilding w Newport News (stan Virginia). Podczas gdy budowa trwała w najlepsze, w Kongresie trwała walka o kolejne jednostki, które jednak miały być nieco mniejsze i oparte na rozwiązaniach konstrukcyjnych najnowszych wówczas niszczycieli rakietowych zwalczania okrętów podwodnych (ASW) typu Spruance, budowanych w latach 1972–1983. Opozycja ponownie, w typowy dla siebie sposób, zaczęła zaklinać rzeczywistość. Próbowano bowiem dowieść, że o ile Stany Zjednoczone są już faktycznie w stanie budować masowo okręty o napędzie jądrowym, to takie rozwiązanie jest pod każdym względem nieekonomiczne i nie daje również korzyści w wymiarze operacyjnym w korelacji koszt–efekt. Szczególnie miało się to uwidaczniać w zestawieniu z niszczycielami DX/DXG, napędzanymi przez nowe zespoły turbin gazowych, które nie tylko wymagały mniej licznej obsługi, ale przede wszystkim były łatwiejsze w eksploatacji (nie potrzebowały wysoce wykwalifikowanych, trudnych do pozyskania i szkolenia atomistów). Dowodzono przy tym, że dwie takie jednostki (w konfiguracji wielozadaniowej) są co najmniej porównywalne potencjałem do pojedynczego DLGN, a przy tym kosztują z grubsza tyle samo (typowy przykład „quantity over quality”, czyli „ilość ponad jakość”). Kategorycznie nie zgadzali się z tym przedstawiciele US Navy oraz NAVSEA z adm. Rickoverem na czele, wyraźnie podkreślając ograniczenia w obronie przeciwlotniczej (AAW) nowych niszczycieli. Tymczasem celem stworzenia okrętów klasy CGN (oraz późniejszych CG typu Ticonderoga) było zapewnienie kompleksowej obrony powietrznej i tym samym zastąpienia w tej roli kosztownych myśliwców ciężkich F-14 Tomcat z pociskami powietrze–powietrze dalekiego zasięgu AIM-54 Phoenix, które to można by dzięki temu wykorzystać bardziej efektywnie, jako odległy tzw. komponent wysunięty (wspólnie z maszynami klasy AWACS). Admirał całą sprawę przedstawiał w następujący sposób:

„Bez względu na to, ile kompromisowych rozwiązań będziemy rozpatrywać w kontekście sposobów wydawania pieniędzy [z budżetu obronnego – przyp. Autora], zawsze będziemy musieli zestawić ze sobą dwie zasadnicze kwestie; żadne z rozważanych rozwiązań nie zapewnia wolności od logistycznego wsparcia, co oferuje tylko napęd atomowy. Pozostałe opcje zapewniają dodatkową obronę grupy bojowej CVAN [dziś CSG – przyp. Autora], ale żadna z nich nie zwiększa jej zdolności ofensywnych – tak jak robi to zasilanie jądrowe w odpowiednich jednostkach eskorty. Porównywanie większej liczby konwencjonalnych okrętów uderzeniowych z mniejszą liczbą takowych o napędzie atomowym, przy analogicznej cenie, nie oznacza porównywania alternatywnych sposobów osiągnięcia tych samych zdolności; jest to jedynie porównanie dwóch różnych zdolności, które można osiągnąć za tę samą ilość pieniędzy”.

Generalnie argumenty admirała okazały się na tyle przekonujące, że Kongres ostatecznie zgodził się na sfinansowanie kolejnych trzech bliźniaczych jednostek serii DLGN/CGN-38, natomiast piąty okręt, dla którego przewidziano nazwę USS Alaska (DLGN/CGN-42), miał powstać o wiele później, w ramach kolejnej, znacznie ulepszonej serii Strike Cruiser (CSGN), po zebraniu wszelkich doświadczeń z eksploatacji zarówno istniejących, jak i projektowanych wówczas DLGN/CGN. Tymczasem budowa prototypu przebiegała bez opóźnień i 14 grudnia 1974 r. odbyło się uroczyste wodowanie. Matką chrzestną DLGN-38 została Virginia S. Warner, córka Johna Warnera, sekretarza Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych. 30 czerwca 1975 r., czyli w trakcie prac wyposażeniowych, okręt przeklasyfikowano i w związku z tym, gdy podnoszono na nim banderę 11 września 1976 r., był już oficjalnie krążownikiem rakietowym o napędzie nuklearnym (CGN-38). Pierwszym dowódcą tej prestiżowej jednostki (zwanej nieoficjalnie „przodującym krążownikiem US Navy”) został kmdr George W. Davis, Jr. Budowa pozostałych trzech okrętów (przyszłych USS Texas CGN-39, USS Mississippi CGN-40 i USS Arkansas CGN-41) ruszyła ze sporym opóźnieniem, co było związane m.in. ze wspomnianymi wcześniej debatami w Kongresie, dlatego też już na wcześniejszym etapie (tj. przed wodowaniem) przeklasyfikowano je na krążowniki rakietowe. Ostatecznie zasiliły one szeregi US Navy w latach 1977–1980.

Full double-enders

Pod względem konstrukcji ostatnie – jak dotąd – jednostki klasy CGN były zbliżone do poprzedzającego je typu California. Kształt, ochrona bierna (wraz z opancerzeniem) i napęd pozostały w zasadzie identyczne. Starano się jednak wyeliminować pewne wady, co przy zbliżonych wymiarach liniowych kadłuba niekoniecznie wyszło tym okrętom na dobre. Zacznijmy jednak od zalet. Krążowniki były minimalnie krótsze względem Californii (179 m wobec 181,66 m), ale za to szersze (19,2 m wobec 18,59 m) i miały przy tym większe zanurzenie (maksymalnie 9,8 m wobec 9,6 m), co czyniło je jeszcze lepszymi, bardziej stabilnymi platformami bojowymi o bardzo dobrej dzielności morskiej. Aby dziobowej i rufowej wyrzutni rakiet oraz obu armatom kal. 127 mm L/54 Mk 45 Mod. 0 stworzyć odpowiednie warunki do pracy (w tym lepsze kąty ostrzału), nadbudówki zostały jeszcze bardziej ze sobąścieśnione, stąd stelaże Mk 141 do pocisków RGM-84C/D Harpoon musiano przenieść na przednią część spardeku, przed pomost nawigacyjny, ustawiając je w charakterystyczny układ „X” 2×4 (konfiguracja 4×4 była opcją). Także systemy obserwacji technicznej wydawały się takie same jak na poprzednikach, aczkolwiek tu zaszły co najmniej cztery bardzo istotne zmiany. Po pierwsze, USS Virginia jako pierwszy krążownik US Navy wszedł do służby z w pełni zintegrowanym systemem dowodzenia i zarządzania walką (CMS), którym był eksperymentalny wówczas Sperry Mk 96 Mod. 0. Po drugie, od samego początku przewidziano dla nich najnowocześniejszy, będący w zasadzie jeszcze wówczas w opracowaniu, zintegrowany system walki radioelektronicznej EW ESM/ESSM/ECM SLQ-32 w swojej najbardziej awangardowej odmianie (v)3, wyposażonej dodatkowo m.in. w stację zakłóceń aktywnych. Po trzecie, główną stacją bojową okrętów od razu był wielofunkcyjny radar SPS-48C 3D, co pozwalało na tworzenie (oprócz kanałów bojowych) dodatkowych kanałów naprowadzania. Pozwalało to zrezygnować z m.in. dwóch dziobowych zestawów stałego podświetlania celów AN/SPG-51A/D systemu STAMO (tak naprawdę jednego, albowiem zamiast standardowego dalocelownika kierowania ogniem artylerii zamontowano stanowisko uniwersalne AN/SPG-60 STIR, które miało co najmniej porównywalne możliwości, a przy tym było bardziej wielozadaniowe). Po czwarte, krążowniki rakietowe typu Virginia otrzymały niezwykle nowoczesny, wielofunkcyjny sonar AN/SQS-53A (prototyp wszedł do służby wraz z AN/SQS-26CX, który później wymieniono). Należał on do zintegrowanego systemu walki podwodnej AN/SQQ-89A. Wykorzystywał on m.in. wspomniany sonar, który w trybie aktywnym współpracował z systemem analizy dźwięków ETC (Echo Track Classifier), tworząc układ HSFS (Hull Sonar Functional Segment). W trybie pasywnym, poprzez drugi procesor COTS, współpracował z podsystemem TRAFS (Torpedo Recognition and Alertment Functional Segment), którego zadaniem było wykrywanie zbliżających się torped i automatyczne ostrzeganie o nich.

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1-2/2025

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter