Amerykańska dywizja w Polsce?
Marek Dąbrowski
W ostatnim czasie dość szeroko komentowana jest koncepcja dotycząca rozmieszczenia w naszym kraju na stałe dywizji amerykańskich wojsk lądowych. Pomimo politycznych, bardzo przychylnych deklaracji ze strony Polski, należy pamiętać, że nie jest to zadanie łatwe do realizacji i jeśli do niego faktycznie dojdzie, niewątpliwie napotka na wiele problemów wymagających rozwiązania. Najczęstszym argumentem za większą obecnością Amerykanów jest zwiększenie bezpieczeństwa Polski. Trzeba jednak pamiętać, że pomimo tego, nie będzie ono w pełni wystarczające do odparcia agresji na dużą skalę i jednocześnie nie zwalnia nas od obowiązku samodzielnego dbania o własne bezpieczeństwo. Również tak duża liczba żołnierzy i sprzętu wpłynie na dodatkowe trudności administracyjno-gospodarcze a samym deklaracjom, jak na razie nie towarzyszą trwałe gwarancje i rzetelna analiza kosztów, które przy tej okazji poniesiemy.
Na wstępie artykułu należy w skrócie po raz wtóry przypomnieć, że to głównie Stany Zjednoczone, pod wpływem działań Rosji na Ukrainie i wcześniejszym zajęciu Krymu w 2014 roku, wystąpiły z inicjatywą ponownego zwiększenia obecności w Europie (European Reassurance Initiative, ERI). Oprócz suwerennych decyzji i kolejno rzeczywistych już działań USA, podjęto również sojusznicze działania w ramach NATO (wpisujące się w politykę prowadzoną przez kraje członkowskie Paktu). Mamy więc przykładowo w ramach ERI dyslokowaną stopniowo i rotacyjnie, między innymi w Polsce, pancerną brygadową grupę bojową (Armored Brigade Combat Team, ABCT). Innym komponentem jest około 1800 żołnierzy brygady lotnictwa (Combat Aviation Brigade, CAB) dysponującej ok. 60 statkami powietrznymi i będącej elementem powietrznego wsparcia dla ABCT, ale także sił sojuszniczych operujących na tym obszarze.
Z kolei w ramach operacji Atlantic Resolve ma zostać zapewniona rotacyjna, ale zarazem ciągła, obecność sił wojskowych USA na starym kontynencie. M.in. zadania te wypełniają pododdziały i oddziały na stale rozmieszczone w wybranych krajach (np. w Niemczech czy Włoszech) czy operujące rotacyjnie (jak np. w ramach grupy batalionowej NATO w Polsce pod dowództwem właśnie wybranych pododdziałów Sił Lądowych USA).
Dodatkowo, w Poznaniu funkcjonuje amerykański Element Dowództwa Misji - Centrum Dowodzenia Dywizji (Mission Command Element, MCE), który w ubiegłym roku został tam przeniesiony z Niemiec. MCE jest rodzajem kwatery pośredniej pomiędzy siłami US Army rozmieszczonymi w regionie (w ośmiu krajach Europy Środkowej i Wschodniej tj. Bułgarii, Estonii, Łotwie, Litwie, Polsce, Rumunii, Słowacji i na Węgrzech) i jest odpowiedzialne za dowodzenie, szkolenie i kierowanie działaniami sił liczących ok. 6 tys. żołnierzy. W ramach MCE pierwszą rotacyjną służbę wykonywali żołnierze z 4. Dywizji Piechoty, obecnie jest to ok. 200 żołnierzy z 1. Dywizji Piechoty – „Wielkiej Czerwonej Jedynki” (zgodnie z planami pozostaną oni w stolicy Wielkopolski do 2020 roku). Jak podkreślają przedstawiciele MON, obecność MCE w Polsce znacznie przyczyniła się do zwiększenia poczucia naszego bezpieczeństwa, ale jest również elementem zwiększającym stabilizację militarną w tej części świata.
Realizowany jest także program Army Prepositioned Stock (APS), czyli strategicznych magazynów sprzętu zlokalizowanych na terenie Niemiec, Holandii czy Belgii. Taka instalacja ma też powstać w Powidzu. Docelowo, w europejskich APS miałby znajdować się sprzęt dla dwóch brygad ogólnowojskowych, dwóch brygad artylerii oraz pododdziałów obrony przeciwlotniczej i wsparcia działań.
Innym stałym elementem obecności amerykańskiej (istotnym z punktu widzenia obrony Polski,ale również i części Europy) jest powstająca w Redzikowie baza systemu antyrakietowego Aegis Ashore, która wejdzie jako element składowy do programu European Phased Adaptive Aproach realizowanego przez Stany Zjednoczone. Może ona wzmocnić znacznie potencjał obronny Polski (przede wszystkim w zakresie wykrywania obiektów powietrznych), zapewniając kontrolę przestrzeni powietrznej a jej ewentualna możliwość dozbrojenia w pociski SM-6 może zapewnić zdolność do zwalczania celów powietrznych na odległościach ponad 370 km.
Można ocenić, że obecnie na polskiej ziemi łącznie znajdzie się do 7 tys. oficerów i żołnierzy amerykańskich wraz ze sprzętem, który może być szybko uzupełniany szczególnie z myślą o osłonie wojsk przed zagrożeniami atakami z powietrza czy logistyczno-inżynieryjnego wsparcia działań.
Dla Polski, dodatkowymi korzyściami z obecności wojsk USA są niewątpliwie te związane z nawiązaniem ściślejszej współpracy na poszczególnych szczeblach dowodzenia, współdziałania wojsk (a nawet pojedynczych żołnierzy czy systemów walki), wymianą poglądów i doświadczeń czy chociażby wykorzystaniem w naszym systemie szkoleniowym nowych metod, wprost zaczerpniętych ze szkolenia prowadzonego w wojskach amerykańskich. Na pewno mamy również i pewne korzyści gospodarcze związane z obecnością dużej ilości wojska oraz sprzętu, wykorzystywanego przez kontyngent obecny w Polsce. Jego skuteczność wymaga bowiem przygotowania odpowiednich warunków do codziennego funkcjonowania wojsk a dodatkowo mniejsze podmioty gospodarcze (np. restauracje, bary, obiekty kulturalno-rekreacyjne itp.) mają pewne przychody z takiej obecności.
Z kolei dla samego NATO zwiększona obecność na tzw. wschodniej flance pokazała konieczność usprawnienia/rozbudowy istniejącego systemu dowodzenia, łączności i przekazywania danych pomiędzy narodowymi komponentami sił zbrojnych czy wypracowania stosownych wytycznych zapewniających efektywny transport i przemieszczanie się wojsk po krajach europejskich w czasie realizacji planowanych zadań, na wypadek zaistnienia zwiększonego napięcia oraz bezpośredniego zagrożenia konfliktem zbrojnym.
Nie należy jednak zapominać także o negatywnych skutkach takiej obecności. Nie chodzi tu tylko o braki odpowiedniej infrastruktury (czy wręcz jej głębokie i kosztowne dostosowanie), ale także zapewnienie odpowiedniego zaplecza medycznego, szkoleniowego czy innych składowych wymaganych przez pełny system funkcjonowania i eksploatacji obowiązujący w amerykańskich siłach zbrojnych. Na dodatek część z tych elementów wsparcia będzie się różnić przepisami, normami czy rzeczywistym tzw. składem, od stosowanego w Polsce. Dobrym przykładem jest chociażby brak w naszym kraju centrów szkolenia wojsk z użyciem np. laserowych symulatorów strzelań (powszechnie wykorzystywanych w US Army) czy poligonów umożliwiających wykonywanie zadań artyleryjskich i rakietowych na duże odległości.
Zwiększona liczba sprzętu to również potencjalnie większa liczba i tak już częstychwypadków. Specyfika funkcjonowania sił amerykańskich i ich codziennej służby przewiduje dużą manewrowość (intensywność szkolenia, w tym częste przemieszczanie dużych kolumn wojska), co nie jest powszechnym zjawiskiem w naszym kraju. Takim manewrom w zasadzie nie odpowiada istniejąca sieć dróg (szczególnie tych lokalnych) i przepraw a eksploatacja ciężkiego sprzętu również niekorzystnie wpływa na trwałość samej infrastruktury drogowo-mostowej (na ograniczenia, które Amerykanie zdążyli już odnotować). Dotyczy to również kwestii związanych z obowiązującymi w naszym kraju przepisami dotyczącymi ochrony środowiska naturalnego (w Polsce i krajach UE są często odmienne od obowiązujących w USA). Nie mamy również wystarczającej liczby wojskowych lotnisk mogących przyjmować różne typy statków powietrznych i obsługiwać znacznie zwiększony ich ruch ani odpowiednio dostosowanych portów do przyjmowania okrętów wojennych różnych typów (dotyczy to również zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa, zarówno fizycznego jak i związanego z ochroną tajemnicy czy przed np. cyberatakiem).
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2018