Abbeville – pierwsze miasto 1. Dywizji Pancernej


Jacek Kutzner


 

 

 

Abbeville

 

 

– pierwsze miasto 1. Dywizji Pancernej

 

 

 

Od lat polska historiografia przedstawia działania 1. Dywizji Pancernej w okresie pierwszych dni września 1944 r. według określonego schematu. Można go streścić następująco. Po wyczerpujących walkach w Normandii, krótkim okresie wypoczynku i wchłonięciu uzupełnień dywizja rzuciła się w pogoń za Niemcami i niepowstrzymanie parła naprzód, osiągając po niespełna dziesięciu dniach i przebyciu niemal 500 km, kanał Gandawski. Nieprzyjaciel został praktycznie rozbity i pochód Polaków częściej zatrzymywała miejscowa ludność, okazująca wdzięczność za wyzwolenie, niż sami Niemcy. Sukces gonił sukces, a postępy czynione przez polskie oddziały budziły podziw wśród dowództwa aliantów. Niestety rzeczywistość była inna. Analiza działań dywizji w okresie od 1 do 9 września pokazuje, że nie wszystko szło „gładko”, walki były ciężkie, a straty dość wysokie. Polskich pancerniaków czekały starcia o pięć większych miast: Abbeville, Hesdin, Ieper (Ypres), Roeselare i Tielt. Walkom o opanowanie pierwszej z wymienionych miejscowości został poświęcony niniejszy tekst.

 

 

1 września każdego kolejnego roku wojny źle się kojarzył polskim żołnierzom. Wracali oni pamięcią do 1939 r., pozostawionych w Polsce bliskich i żywili nieodmiennie jedną nadzieję – szybkiego powrotu do kraju. Jeden z nich, pełniący służbę w 8. batalionie strzelców, zapisał tego dnia w 1944 r.: Piąta rocznica wybuchu wojny polskoniemieckiej. Pięć lat tułaczki i cierpień z dala od kraju. Dzień ten zastał nas w drodze ku Polsce, ku Warszawie, ku swoim. Włochy uwolnione, Francja w trzech czwartych, Rumunia i Bułgaria wyszły z wojny. Warszawa walczy i błaga o pomoc i nikt Jej apelu nie słucha. Niemcy w dalszym ciągu z premedytacją niszczą naród polski. Alianci nie protestują. A za co my właściwie krew przelewamy? Czy rzeczywiście Polska ma stać się barankiem ofiarnym narodów? Wielkie jest cierpienie naszego Narodu i Kraj walczy, a my im nic pomóc nie możemy. Kiedy, o Boże! my wreszcie staniemy na umęczonej ziemi polskiej wolnej i własnej? Inny żołnierz z 1. Pułku Pancernego zanotował: Sekwanę przejeżdżam na czołgu godz. 14.26, marsz przez most wolny. Most wybudowany był przez naszych saperów i nosił piękny tytuł „Road to Warsaw”. Coś na sercu mi zrobiło się słabo, jak mignął właśnie ten napis.

Podobne uczucia towarzyszyły także dowódcy dywizji. Generał Stanisław Maczek w swoich powojennych wspomnieniach napisał: Od września 1939 przechodziliśmy wszystkie formy walk, od obrony do natarcia, od przeciwuderzenia do tych najbardziej wyczerpujących walk odwrotowych, od przebijania się do przekradania przez front, prócz tej jednej upragnionej formy: pościgu. Pościg najbardziej identyfikował się w naszych myślach i pragnieniach z pojęciem odwetu.

Faktycznie dla polskich żołnierzy, walki z wycofującymi się Niemcami we wrześniu 1944 r. mogły przypominać im ich własne doświadczenia i odwrócenie ról. Takie też znaczenie, często przesadzone, nadawano im w późniejszych wspomnieniach i opisach. Jeden z uczestników tych walk stwierdził nawet: Jedynie pościg niemiecki za pobitymi armiami sowieckiego frontu północnego w 1941 był czasami równy naszemu.

 

Nieprzyjaciel
W 1944 r. Niemcy mieli zrealizować jedno strategiczne zadanie – odeprzeć lądowanie aliantów na zachodzie i powstrzymać Sowietów na wschodzie. To drugie nie było możliwe bez pierwszego. Front wschodni potrzebował nowych sił, a można je było wziąć tylko z jednego miejsca, z zachodu Europy. Najpierw jednak trzeba było zepchnąć lądujących do wody. Na przełomie czerwca i lipca plan ten wydawał się realny, ale kilkanaście dni później, wobec postępu Sprzymierzonych był już jedynie marzeniem. Pod koniec sierpnia Niemcom nie zostały nawet marzenia. Przegrana bitwa w Normandii, poniesione straty i nade wszystko brak pomysłu wyższego dowództwa, jak powstrzymać kryzys, spowodowały, że nastroje żołnierzy niemal zupełnie się załamały. Co prawda wypełniali oni swoje obowiązki z poświęceniem godnym lepszej sprawy, ale przewaga przeciwnika stała się aż nazbyt widoczna. Dowódca 12. Dywizji Pancernej SS Hitlerjugend podsumował to słowami: Nie zasługują na straszną klęskę. Winą za klęskę nie można obarczyć frontowych żołnierzy, którym hazardzista za stołem z mapami wręczył czarę goryczy.

Pod koniec sierpnia linia frontu zachodniego przebiegała mniej więcej wzdłuż Sekwany. Od lewego, „północnego” skrzydła front Sprzymierzonych tworzyły: kanadyjska 1. Armia, brytyjska 2. Armia oraz amerykańska 1. i 3. Armia. Naprzeciw tych sił stała niemiecka Grupa Armii „B” i jej 15. Armia w składzie trzech korpusów. Ich skład wraz z postępującą we wrześniu ofensywą aliantów ulegał zmianie.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 3/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter