Tajemnica bitwy pod Savo cz. 2
Michał Kopacz
Tajemnica bitwy pod Savo cz. 2
Lądowanie amerykańskich wojsk na Guadalcanalu w sierpniu 1942 roku doprowadziło do nocnej bitwy pod wyspą Savo. Starły się w niej zespoły krążowników japońskich i alianckich – z tragicznym, dla tych ostatnich, skutkiem. W poprzedniej części artykułu opisano udzia australijskiego krążownika ciężkiego HMAS Canberra w operacji inwazyjnej oraz przebieg pierwszej fazy bitwy, w której okręt ten został śmiertelnie uszkodzony.

Na stojącym w dryfie krążowniku Canberra starano się opanować krytyczną sytuację. W ciągu zaledwie trzech-czterech minut w okręt trafiło około 27 pocisków kal. 127-203 mm. Ponadto naliczono 119 przestrzelin i dziur po mniejszych kalibrach i dużych odłamkach. Dokładna ich liczba prawdopodobnie nigdy nie zostanie ustalona. Nie sposób określić kolejności poszczególnych trafień, choć na pewno pierwsze pociski eksplodowały w rejonie śródokręcia na pokładzie lewoburtowych armat kal. 102 mm oraz u podstawy katapulty wodnosamolotu. Informacje o nich dotarły do centralnego pomieszczenia kontroli uszkodzeń. Jednak w chwilę potem i ono zostało zniszczone, a prawie cały znajdujący się tam personel zabity. Na pokładzie okrętu ogień trawił wszystkie łatwopalne elementy wyposażenia – wodnosamolot Walrus, jego skrzydła zapasowe, potrzaskane łodzie ratunkowe i ich płócienne żagle. Pożywką dla płomieni były też porozrzucane materiały z rozbitego kina okrętowego oraz gruba warstwa farby, której nie szczędzono podczas kolejnych remontów. Obie kotłownie zostały wyłączone z akcji. Dokładny przebieg następujących tam zdarzeń nie jest znany, ponieważ w obu przedziałach zginęli wszyscy znajdujący się tam ludzie. Do maszynowni poprzez szyby wentylacyjne zaczął dostawać się gęsty dym. Część z nich zamknięto, pozostawiając jedynie te, które odprowadzały powietrze. Oznaką zagłady obu kotłowni był nagły spadek ciśnienia we wszystkich czterech głównych magistralach parowych. Gdy wskazówki przyrządów pomiarowych doszły do zera stanęły turbiny, a wraz z nimi zatrzymały się wytwarzające prąd turbogeneratory. Brak elektryczności i pary spowodował, że bezużyteczne stały się wszelkiego rodzaju pompy, sprężarki, wentylatory oraz inne urządzenia hydrauliczne i elektryczne. Na całym okręcie zgasło oświetlenie, a wieże artylerii głównej zatrzymały się z lufami armat skierowanymi na lewą burtę. Wkrótce „bezrobotne” załogi z obu maszynowni zostały ewakuowane na pokład główny, znajdujący się pod pokładem górnym. Poprzez liczne przestrzeliny od pocisków i odłamków do wnętrza kadłuba powoli zaczęło dostawać się coraz więcej wody. O godzinie 02.15, pomimo braku elektryczności udało się wysłać krótki meldunek o kontakcie z nieprzyjacielem. Niestety przeszedł on niezauważenie, prawdopodobnie z powodu zbyt małej mocy transmitowanego sygnału. Ekipy przeciwawaryjne, pozbawione wody z systemu przeciwpożarowego, pomp gaśniczych, pomp drenażowych, czy choćby dostatecznego oświetlenia (awaryjne lampy naftowe w większości uległy uszkodzeniom od wstrząsów, a ręczne pochodnie miały mocno ograniczony zasięg w zadymionych pomieszczeniach), nie były w stanie skutecznie walczyć z pożarami czy przeciekami. Z powodu braku innych środków na pokładzie ustawiono łańcuch ludzi, którzy za pomocą wiader i różnych pojemników napełnianych wodą zaburtową gasili ogień w okolicach lewoburtowej wyrzutni torpedowej, katapulty i zapasowego stanowiska dowodzenia. Mniejsze pożary oraz żarzące się odłamki gaszono ręcznymi gaśnicami pianowymi. Załoga opróżniała schowki pokładowe z amunicją podręczną dla armat kal. 102 mm oraz lewoburtowy magazyn amunicji przeciwlotniczej. Za burtę wyrzucono również wszystkie cztery pokładowe zbiorniki z benzyną oraz zmagazynowane bomby dla wodnosamolotu. Z prawoburtowej wyrzutni torpedowej wystrzelono zagrożone ogniem cztery torpedy. Pod pokładem walka z pożarami polegała na izolowaniu zajętych ogniem obszarów by nie mógł się on rozprzestrzeniać na kolejne przedziały. W celu odcięcia dopływu tlenu zamykano wszelkie włazy, luki i szyby wentylacyjne. Magazyny ładunków miotających i pocisków kal. 203 mm, mimo że nie były bezpośrednio zagrożone ogniem, zostały ewakuowane i zalane wodą. Wraz z nimi zatopiono magazyny materiałów łatwopalnych oraz położone pomiędzy kotłowniami i maszynowniami magazyny amunicji kal. 102 mm i głowic torpedowych.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 2/2009