USS Albacore
Łukasz Pacholski
Doświadczalny „tuńczyk”
USS Albacore
Koniec II wojny światowej przyniósł nową rywalizację na arenie międzynarodowej. Po obu stronach „żelaznej kurtyny” rozpoczęły się poszukiwania technologii na potrzeby zbrojeń, częściowo opartych na doświadczeniach niemieckich. W dziedzinie wojny podwodnej, do kluczowych należało uzyskiwanie wysokich prędkości w zanurzeniu oraz znacznej manewrowości. Amerykanie nowe rozwiązania dla drugiej generacji okrętów podwodnych o napędzie atomowym, których pierwszą grupę stanowiły jednostki typu Skipjack, przetestowali na „poligonie doświadczalnym” – USS Albacore.
Geneza
Zakończenie II wojny światowej doprowadziło do pozyskania przez Amerykanów nie tylko dokumentacji ale również samych okrętów różnych typów, w tym uznawanych za najbardziej zaawansowane technicznie typu XXI. Uwidoczniły im one, że walka podwodna przeszła w inny wymiar. Pierwsze rozwiązana, będące wynikiem analizy doświadczeń niemieckich, wprowadzono w programie GUPPY, który zapoczątkowany został w 1946 r. Pomimo swoich zalet był to jedynie półśrodek.
Dość szybko Amerykanie zrezygnowali z prac badawczych związanych z rozwojem nieatomowych napędów niezależnych od powietrza i skupili wysiłek na wykorzystaniu energii jądrowej – w przekonaniu Pentagonu miał to być „złoty środek” na bolączki ówczesnych okrętów podwodnych. Aby w pełni wykorzystać atuty tego rodzaju siłowni należało najpierw dokonać optymalizacji hydrodynamicznej kadłuba, a także sprawdzić jak odbywa się sterowanie przy wysokich prędkościach podwodnych.
Początkowo projektanci analizowali dane niemieckie oraz poszukiwali własnych rozwiązań problemów z zakresu hydrodynamiki. Prace te realizowano w ośrodku testowym David Taylor Model Basin w Bethesda w stanie Maryland. Poszukiwanie najbardziej efektywnego kształtu wiązało się z obserwacją zwierząt morskich oraz statków powietrznych. Punktem zaczepienia stały się sterowce w rodzaju brytyjskiego R-101. Modele o zbliżonym kształcie były badane w basenach oraz tunelu aerodynamicznym w celu uzyskania optymalnych proporcji długości do szerokości – ideałem był stosunek 6,8 : 1, ale zadowalające były także od 5 do 9 : 1.
Pomimo owocnych wyników testów basenowych, modele nie mogły dać pełnej odpowiedzi na pojawiające się kwestie, szczególnie w zakresie stateczności i sterowności. W 1949 r. zastępca szefa operacji morskich ds. wojny podwodnej, wadm. Charles Momsen, rozpoczął lobbowanie na rzecz przyznania środków budżetowych na budowę doświadczalnej jednostki podwodnej. Wsparcie dla tej inicjatywy przyszło ze strony Narodowej Akademii Nauk oraz Komitetu Kongresu ds. Hydrodynamiki. Ich zdaniem, taki specjalny okręt byłby swoistym morskim odpowiednikiem eksperymentalnych samolotów serii X budowanych dla lotnictwa. Rok później zatwierdzono fundusze na jego budowę.
Projektowanie „tuńczyka”
Wedle początkowych szacunków jednostka projektu SCB-565 miała osiągać prędkość podwodną na poziomie przynajmniej 25 w. Jej twórcy, mający dzięki decyzji Momsena wolną rękę, wykonali projekt małego okrętu z pojedynczą linią wału i jedną śrubą napędową. W celu ograniczenia kosztów oraz przyspieszenia konstruowania i budowy zastosowano maksymalną liczbę podzespołów „z półki” – np. siłownia oparta była m.in. o komponenty okrętów podwodnych typu Tang (w tym „naleśniki”, ang. pancakes, czyli generatory spalinowoelektryczne General Motors 16-338). Ze względu na małą powierzchnię na pokładzie, sterowanie silnikiem elektrycznym i dieslami odbywało się przez jedną osobę.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 12/2012