Tarasnice T-21


Bogusław Perzyk


 

 

 

Czechosłowackie granatniki przeciwpancerne

 

w Wojsku Polskim 1953-1965 (cz. II).

 

 

Tarasnice T-21

 

 

 

Tuż po zakończeniu II wojny światowej jedynym dostępnym źródłem zaopatrzenia Wojska Polskiego w granatniki przeciwpancerne okazała się Czechosłowacja, ale złudna nadzieja na pojawienie się własnego wzoru analogicznej broni i trudności płatnicze Polski ograniczyły import „rusznic” T-21. Gdy opracowywany przez pięć lat polski granatnik w konfrontacji z czechosłowackim okazał się bezwartościowy, plan licencyjnej produkcji T-21 mógł być wreszcie zrealizowany, lecz tak się ostatecznie nie stało. Akurat w tym momencie Polska przystąpiła do unifikacji uzbrojenia w oparciu o najnowocześniejszą broń udostępnioną przez ZSRS sojusznikom w ramach budowy nowego bloku militarnego państw Europy Środkowej i Wschodniej. W planie technicznego wzmocnienia armii w latach 1955-1960 zakupione T-21 mogły czasowo pokryć tylko 15 proc. zapotrzebowania etatowego Wojska Polskiego na granatniki ciężkie i na dodatek nie było do nich wystarczającej liczby amunicji. W tej sytuacji – mimo wysokiej oceny T-21 – służyły one do szkolenia niszczycieli czołgów tylko przejściowo, w latach 1955-1958. Na początku lat 60. ubiegłego wieku zostały wycofane z uzbrojenia.

 

 


6 czerwca 1951 r. minister obrony narodowej, marszałek Konstanty Rokossowski, zatwierdził koncepcję Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (SG WP) uzbrojenia wojsk lądowych Rzeczypospolitej Polskiej w brakującą do tej pory broń przeciwpancerną walki bliskiej. W myśl tego programu wśród uzbrojenia piechoty zasadnicze znaczenie miały mieć granatniki bezodrzutowe wielokrotnego użycia: lekkie, przewidziane do uzbrojenia plutonów, i ciężkie, występujące na szczeblu kompanii. Oba rodzaje granatników miały być polskich wzorów. Ich parametry taktyczno-techniczne rok wcześniej określiły wytyczne VIII Technicznego Oddziału SG WP, które zatwierdził szef SG WP 22 czerwca 1950 r. Wówczas wykonanie projektów broni i prototypów od razu, na przełomie czerwca i lipca, zlecono Instytutowi Mechaniki Precyzyjnej (IMP) w Warszawie.

Według ustalonych w 1950 r. harmonogramów, latem 1952 r. powinna być już gotowa partia informacyjna granatników lekkich i miały dobiegać końca przygotowania do uruchomienia ich produkcji seryjnej. W przypadku granatnika ciężkiego wówczas powinna trwać już produkcja seryjna. Niestety, do tego czasu nie pojawiły się nawet prototypy obu typów broni. W związku z taką sytuacją przebieg i stan zaawansowania obu programów zbadała specjalna komisja międzyresortowa. Z uwagi na możliwość osłabienia zdolności obronnych kraju w uchwale rządu nr 64/S z 8 września 1952 r., dotyczącej realizacji przez gospodarkę państwa priorytetowych zamówień Ministerstwa Obrony Narodowej (MON), oba tematy dotyczące granatników włączono w zakres pierwszoplanowych zadań dla sektorów badawczo- konstruktorskiego i produkcyjnego. Prototyp granatnika lekkiego miał być gotowy pod koniec roku, natomiast ciężkiego już w październiku.

Starania o uzbrojenie wojska w nowoczesne granatniki przeciwpancerne były realizowane wszelkimi sposobami, włącznie z poszukiwaniem informacji przydatnych konstruktorom o parametrach i rozwiązaniach technicznych analogicznej broni zagranicznej. 6 lutego 1951 r. Departament Uzbrojenia MON zawiadomił Oddział II Wywiadowczy SG WP, że szukał informacji o nowych wzorach obcych, m.in. w zakresie wszelkich miotaczy pocisków przeciwczołgowych na podstawie i ręcznych. Do zdobywania potrzebnej wiedzy bez działań natury wywiadowczej mogły być pomocne kontakty z armiami sojuszniczymi. Na razie były incydentalne, ale w listopadzie marszałek Rokossowski otrzymał interesujący list od ministra obrony narodowej Republiki Czechosłowackiej (RCz). Jak napisał w nim dr Alexej Čepička: W interesach umocnienia przyjaźni między Czechosłowacją i Polską oraz w interesach umacniania obrony Ojczyzny, celowe jest otwarcie bezpośrednich rozmów między naszymi Sztabami Generalnymi o niektórych ogólnych problemach [...] dla potrzeb czasu pokoju i wojny.

W marcu i kwietniu 1952 r. przedstawiciele sztabów generalnych Czechosłowacji i Polski odbyli w Warszawie szereg spotkań, które początkowo dotyczyły spraw obrony przeciwlotniczej, komunikacji kolejowej i drogowej oraz łączności. Od maja tematykę kontaktów zdominowały kwestie możliwej wzajemnej pomocy materiałowej do wzmocnienia bratnich armii. Wówczas to Ministerstwo Handlu Zagranicznego (MHZ) Czechosłowacji zaprezentowało szeroki asortyment wyrobów swojego przemysłu obronnego, który dynamicznie rozwijał seryjną produkcję uzbrojenia i sprzętu w ramach licencji uzyskanych z ZSRS lub wdrażania wzorów własnych. Gospodarka naszych południowych sąsiadów niewątpliwie wyprzedzała polską, wytwarzała bowiem to, co u nas było w najlepszym przypadku zaledwie w sferze starań o rozpoczęcie produkcji, w fazie opracowywania albo dopiero zamierzeniem. W czechosłowackiej ofercie można więc było znaleźć np. myśliwce odrzutowe MiG-15, czołgi T-34-85, działa samobieżne SU-100, moździerze 160 mm, radiostacje, amunicję artyleryjską o kalibrach od 100 mm wzwyż i amunicję do wielkokalibrowej broni strzeleckiej.

Departament Uzbrojenia MON w trakcie analizy ofert czechosłowackich zwrócił uwagę na granatniki przeciwpancerne wielokrotnego użycia, które – tak lekki, jak i ciężki – miały parametry taktyczno-techniczne zbliżone do przyjętych za wzorcowe w czerwcu 1950 r. W obliczu nieustannych kłopotów z powstaniem polskich modeli tej broni, Departament Uzbrojenia postawił wniosek zakupu dla MON próbnych partii granatników czechosłowackich w celu przede wszystkim sprawdzenia ich przydatności, a następnie wprowadzenia do uzbrojenia WP, gdyby ich ocena okazała się pozytywna, a krajowe wysiłki bezowocne. Czarny scenariusz był realny, lecz stan zaawansowania polskiego programu nie był wewnętrznie spójny i wojsko mogło mieć powody do optymizmu, licząc na choćby połowiczny sukces. Otóż granatnik lekki, po dwóch latach prac projektowych, istniał tylko na deskach kreślarskich, ale prace nad granatnikiem ciężkim rozpoczęto prawie trzy lata wcześniej, dzięki czemu projekt przeszedł do fazy wykonawczej prototypu – trwała obróbka lufy i statyczne próby przebijalności pocisków.

Armia Czechosłowacka od 1950 r. używała dwóch typów granatników. Lekki P-27 służył do zwalczania pojazdów pancernych na odległościach nieprzekraczających 150 m, zaś ciężki był w stanie zwalczać je na dystansie do 600 m. Polskie zamówienie, co prawda zasadniczo ukierunkowane na pozyskanie nowej jakościowo broni do przetestowania jej skuteczności, było wyraźnie obciążone przekonaniem wojska o nikłych szansach na pomyślne zakończenie krajowych inicjatyw w sposób zgodny z obowiązującymi planami. Liczba aż 100 zapotrzebowanych egzemplarzy P-27 (patrz „Poligon” nr 6/2013) stanowiła wyraz braku wiary służb uzbrojenia WP w deklaracje cywilnego sektora o rychłym pojawieniu się polskiego granatnika lekkiego. Z kolei liczba tylko 10 sztuk zamówionych granatników ciężkich – mniejsza niż wynikająca ze stosunku liczby ww. do proporcji pomiędzy granatnikami lekkimi i ciężkimi w schematach organizacyjnych armii – była objawem nadziei na przekazanie lada moment broni przygotowywanej przez IMP do rąk polskiego żołnierza.

Biorąc pod uwagę wytyczne uchwały rządu nr 64/S, wydawać by się mogło, że władze kraju nie podzielały pesymizmu kierownictwa WP co do braku zdolności rodzimego przemysłu do realizacji zleconych zadań. Jednak fakt włączenia granatników przeciwpancernych do treści porozumienia w sprawie zasad wzajemnych dostaw uzbrojenia i sprzętu wojskowo-technicznego w latach 1952-1953, które 20 września 1952 r., a więc zaledwie dwa tygodnie po ww. uchwale, zawarły rządy PRL i RCz, świadczy, iż cień wątpliwości okazywanych przez Departament Uzbrojenia wykroczył poza mury resortu obrony. W myśl podpisanego wówczas protokołu do końca 1952 r. Czechosłowacja miała dostarczyć Polsce m.in. 10 ciężkich granatników przeciwpancernych „Rusznica typu 21” (Tarasnice-21, w skrócie T-21), czyli w momencie, gdy prototyp naszego odpowiednika byłby zbadany i trwałaby faza likwidacji wykrytych wad oraz usterek. W rzeczywistości nie chodziło wyłącznie o wykorzystanie rozwiązań technicznych ukrytych w modelu zagranicznym do udoskonalenia własnej broni, ponieważ porozumienie zawarte z Czechosłowacją obejmowało także zakup licencji na produkcję amunicji do T-21 na spodziewaną mimo wszystko okoliczność wprowadzenia tego granatnika do uzbrojenia WP.

Strona czechosłowacka wypełniła swe zobowiązanie i 30 grudnia 1952 r. dostarczyła Polsce na poczet przyszłych szczegółowych rozliczeń wymiany handlowej 10 sztuk T-21 wraz z przyborami (pięć zestawów nr 1 i trzy nr 2) oraz z partią 1000 nabojów przeciwpancernych, które z Zebrzydowic przewieziono do 6. Centralnej Składnicy Amunicji w Stawach koło Dęblina. Gwoli uzupełnienia, import miał być równoważony eksportem głównie wyrobów polskiego przemysłu chemicznego – zasadniczo trotylu, pentrytu, heksogenu, prochów i komponentów do produkcji tych oraz innych materiałów wybuchowych, wówczas dóbr szczególnie poszukiwanych przez zagranicznego partnera.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 3/2014

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter